powrót
Medialne polowanie na performerów
Agnieszka Kulazińska
Cenzura kojarzy się z blokowaniem dostępu do informacji, ograniczaniem podstawowych praw człowieka. W wolnym kraju sytuacja taka wydaje się niedopuszczalna, niemożliwa.
Cenzura kojarzy się z blokowaniem dostępu do informacji, ograniczaniem podstawowych praw człowieka. W wolnym kraju sytuacja taka wydaje się niedopuszczalna, niemożliwa.
W naszym kraju sztuka ciągle jest na cenzurowanym. Widać to na przykładzie gdańskiego performance Karoliny Stępniowskiej. Odbył się on w Centrum Sztuki Współczesnej ŁAŹNIA, podczas Nocy Muzeów 17 maja. Rozpoczął się o godzinie 22 przed budynkiem Galerii przy udziale niewielkiej liczby (około 50 osób). Dokładny opis akcji na www.spam.art.pl. Potem rozpętała się wokół niego medialna burza. Sztuką artystki zainteresował się „Fakt”.
We wtorkowym wydaniu ukazał się artykuł „Co za ohyda” „opisujący” działanie artystki. Wbrew nazwie gazety nikomu nie zależało na faktach. W tekście nie wymieniono nazwiska artystki, nie opisano rzetelnie przebiegu akcji, przedstawiono przygotowanie do niej jako jej zasadniczą część. Jak zwykle w tego typu przypadkach zaatakowany został Urząd Miasta. Oskarżono go o trwonienie publicznych pieniędzy na pornografię.
Dlaczego piszę o tym w kontekście cenzury? Można by powiedzieć mamy wolność słowa, każdy pisze o czym chce, każdy czyta to co chce. Nie jest to jednak pierwsza sytuacja, kiedy gazeta typu „Fakt” atakuje artystów.
Na cenzurowanym znalazła się Anka Leśniak i jej bodyprinting podczas akcji we wrocławskim BWA. (opis akcji na www.obieg.pl) W tamtym przypadku profesjonalnie zachowali się wrocławscy urzędnicy odsyłając dziennikarzy do kuratorów BWA jako specjalistów w tej dziedzinie.
Artykuł tego typu są szkodliwe. To rodzaj medialnej cenzury, bazującej nie na blokowaniu dostępu do informacji ale manipulacji nią. Dają one społeczne przyzwolenie na atakowanie artystów, są swoistym polowaniem na nich. Blokują sztukę. Artysta przestaje być wolny. Planując akcję musi myśleć o konsekwencjach jakie poniesie nie on ale galeria, która pokazała jego pracę, kurator, który zaprosił go do występu. Pogłębia to sytuację cenzury w „białych rękawiczkach”, rozgrywającej się w zaciszach gabinetów, której oficjalnie nie ma.
Kto jest winny? „Urzędnicy sztuki”? Artyści? Kuratorzy? Dziennikarze? Czytelnicy? Gazety utrwalają obraz niezbyt zrozumiałej sztuki, artystów jako zboczonych wariatów. Urzędnicy przyparci do muru muszą jakoś zareagować. Nie ma wyjścia z błędnego koła a polowanie na artystów trwa. Nikt w tym wszystkim nie widzi winny po stronie instytucji, krytyków sztuki. Powinny one przykładać większą wagę do edukacji, kształtowania świadomych odbiorców. Nie zamykać się w subwersyjno-konotacyjnej wieży lecz tłumaczyć w zrozumiały sposób sztukę.
Podczas trwania performance Karoliny Stępniowskiej jeden z obserwatorów-mieszkańców Dolnego Miasta podszedł do Mikołaja Jurkowskiego, znanego z działalności edukacyjnej na terenie dzielnicy i zapytał „o co chodzi”. Wyjściem z sytuacji jest dyskusja, nie mnożenie oskarżeń, wyciąganie konsekwencji. Podobała mi się reakcja wrocławskich urzędników - „W BWA pracują specjaliści, spytajcie się ich dlaczego artystka była naga”. Do kontrargumentacji potrzebni są inni świadomi dziennikarze, przychylne sztuce media. Czemu nagość jest nie pornografią a sztuką? Dlaczego artysta sięgnął po tak drastyczne środki? W Polsce edukacja artystyczna kończy się na Matejce, w lepszych szkołach na Mehofferze i Wyczólkowskim. Szczytem awangardy ciągle dla naszych rodaków jest Picasso.
Naszkicowana sytuacja ma dodatkowy plus, pozwoli oddzielić ziarno od plew. Bo przecież cenzura nie może być wyznacznikiem wartości w sztuce.
|