|
powrót
13 (Ro)dowodów artystycznych
Anka Leśniak
Coroczna wystawa młodych absolwentów łódzkiej ASP w Centralnym Muzeum Włókiennictwa to już tradycja. Na ekspozycji jak zawsze można było oglądać najlepsze dyplomy, tym razem z 2009 roku. Najlepsze, to znaczy zgłoszone jako takie przez wykładowców – promotorów prac z czterech wydziałów akademii, kształcących malarzy, grafików, dizajnerów, projektantów mody, fotografików, scenografów, rzeźbiarzy. Wymieniony przeze mnie podział jest oczywiście nieco sztuczny i stosuje się go raczej na potrzeby urzędnicze, niż na określenie faktycznych możliwości artysty.
Przyznam, że coraz trudniej wyobrazić mi sobie artystę, który z góry wie, że wykona rzeźbę lub namaluje obraz, ale jeszcze nie wie na jaki temat. Dzisiejsza sztuka raczej dostosowuje medium do tematu, a nie odwrotnie. Współczesny artysta jest więc najczęściej artystą intermedialnym. I chyba takie prace, obejmujące kilka dziedzin, anektujące przestrzeń, działające w obszarze kilku mediów najbardziej zwracają uwagę.
Na wystawie zaprezentowano ok. 50 najlepszych dyplomów, a ja po raz drugi przyznaje sobie zaszczyt wyboru najciekawszych z najlepszych, oczywiście według moich osobistych kryteriów. Pokrótce mogłabym wymienić takie jak: stopień i sposób reakcji na otaczający świat, interesująca forma, umiejętność umiejscowienia swoich działań w relacji do historii sztuki i… poczucie humoru.
O tym ostatnim pomyślałam oglądając pracę Sylwii Gajewskiej. Jest to rodzaj obiektu-instalacji zatytułowany „Passion & Discipline”. Czarno-białe serigrafie wykonane na szarym papierze, ukazują słowiańską piękność, jako żywo przypominającą w fizjonomii Julię Tymoszenko. Gdyby nie charakterystyczne uczesanie, które stało się już niemalże logo Tymoszenko moglibyśmy pomyśleć, że piękność jest… germańska. Sugeruje to dobór kolorystyki. Brązowy papier zwany popularnie szarym, z nadrukowaną czarną stylizowaną czcionką od razu przywodzi na myśl brunatne koszule faszystów. Z plakatów będących częścią instalacji woła do nas napis „Vote! Vote!" Na kogo? Na co? Na uosobienie pasji i dyscypliny - górującą nad nami długonogą blondynkę. Jej atrybutami są pejcz, trzymany w prawej dłoni i warujący u jej stóp wilczur. Czyżby jakiś pra pra wnuk Szarika? Wizerunek przywódczyni wisi nad specjalnie skonstruowaną trybuną, kojarzącą się z przemówieniami „towarzyszy”. Czyli jednak, zważając na krąg geograficzny, Julia Tymoszenko. Ale zaraz? Jest jeszcze napis umieszczony pod wizerunkiem kobiety: Sylwia Synthetic. Wcieleniem pasji i dyscypliny jest sama autorka – Sylwia Gajewska. Realizacja Gajewskiej to wyjątkowo udana praca. Łączy ciekawą formę z wielopoziomowością podejmowanych wątków. To jakby kompilacja przemyśleń na temat władzy, systemów totalitarnych, procesów emancypacyjnych kobiet a ich stereotypowych wizerunków, a także strategii medialnych. Gdzie toczy się gra? Zapewne na poziomie „gender” – między pragnieniem niezależności i wolności a chęcią władzy i dominacji. Między byciem piękną a silną. Pociągającą a niedostępną. Miedzy realizowaniem siebie a męskich wyobrażeń i oczekiwań. A te wszystkie treści zawarte zostały w dowcipnej pracy, bez odwołań do kobiecej traumy i ofiary.
A jeśli już mowa o ofiarach, to możemy mentalnie przenieść się do instalacji Wiktora Bilskiego „Dowód rzeczowy”. Biurko, telefon, maszyna do pisania, protokoły leżące na biurku oraz nagranie słyszalne z głośników sugeruje, że znaleźliśmy się na komisariacie. Przestrzeń instalacji oddziela od reszty wystawy metalowa półka. Na ścianach wokół biurka zawieszone zostały obrazy. Na szarym tle widzimy sugestywne wizerunki przedmiotów, opisywanych komuś przez telefon, przez „komisarza”, którego głos słyszymy z głośników. Na obrazach widzimy więc strzykawkę, butelkę, prezerwatywę itd. Mamy wrażenie, że płótna powstawały przez dłuższy czas. Bardziej spójne są te, gdzie autor zdecydował się na jednolicie szare tło i mniej ekspresyjną formę.
Oglądając obrazy, czytając protokół i słuchając głosu, który spaja poszczególne elementy pracy w całość próbujemy zrekonstruować co właściwie się stało. O jakiej zbrodni mówi policjant? Nagranie zatacza pętlę i oczywiście nadal jesteśmy w punkcie wyjścia ze swoimi domysłami. W nagranej telefonicznej rozmowie policjanta słyszymy tylko fragmenty rozmowy wypowiadane przez niego. W pewnym momencie pada pytanie „Jaka wystawa? Malarstwa? Nie, nie idę. Po pierwsze nie mam czasu, po drugie mnie to nie interesuje…”. Ten fragment można potraktować jako ironiczny komentarz relacji sztuka - społeczeństwo. Na ile polskie społeczeństwo potrzebuje sztuki? Z reguły ma ważniejsze sprawy – gospodarka, przestępczość, codzienność itp.
A propos tego ostatniego, to uwagę zwraca praca Patrycji Sipy „Uroki Codzienności”. Stylistyka rzeźb plasuje się gdzieś pomiędzy Duanem Hansonem a Georgesem Segalem. Niemal hiperrealistycznie wykonane figury są zupełnie białe i pokryte błyszczącym szkliwem. Widać tu bardzo przykładny warsztat rzeźbiarski, ale zawarta w tym została pewna perwersja. Wydawałoby się, że takie wykonanie przystoi bardziej czerpiącemu z wzorów klasycznych kobiecemu aktowi niż wizerunkowi jakiegoś oprycha, albo w najlepszym wypadku dresiarza z głupkowatą miną, otoczonego przez trzy psy. Jeden ciągnie mężczyznę za nogawkę. Praca mimo tytułu sugerującego, jeśli nie sielankę to przynajmniej stan względnego spokoju, bezpieczeństwa, które niesie za sobą słowo codzienność, obrazuje stan permanentnego zagrożenia, osaczenia. Jej największą zaletą jest wieloznaczność, sprzeczność przekazywanych komunikatów. Nie jest jedynie żartem, ale dzięki niemu pozbawiona jest nadmiernego patosu.
Jeśli już podjęliśmy temat zagrożenia, warto przypomnieć prace Janka Wasińskiego. To twórca, który dał już się poznać, przynajmniej w łódzkim środowisku, charakterystycznym „stylem”. To słowo często już nie adekwatne do określania współczesnej sztuki, w wypadku Janka wydaje się najtrafniej określać jego malarstwo. Cechuje się ono swoistą ekspresją opartą na żywych, czasami jaskrawych kolorach. Autor nie zmierza jednak w kierunku gorącej abstrakcji. Jak najbardziej rozpoznajemy na jego obrazach figuratywne kształty. Płótna wypełniają postacie ludzkie, zwierzęta, rośliny a nawet bakterie. Cykl Wiruso-Demony zapełniają stwory niczym ze średniowiecznego bestiariusza. Okazuje się jednak, że odnoszą się one do współczesności. Bo kto dziś boi się diabła, a tym bardziej przyznaje się do tego? Za to z przerażeniem przyjmujemy informacje o nowej mutacji gruźlicy. Bogatsi o pojawiające się z dużą częstotliwością nowinki naukowe obawiamy się kolejnych ataków to ptasiej to na odmianę świńskiej grypy, albo czyhających na nas na co dzień bakterii salmonelli czy opryszczki. Nie wspominając o niemal pewnym wyroku śmierci – HIV. Janek Wasiński w swojej twórczości dokonuje fuzji naukowej wiedzy i motywów biblijnych w obrazach takich jak Drzewo Życia i Drzewo Poznania oraz serigrafiach pt. Adam i Ewa. Ich ciała nie są już całkiem ludzkie. Ewa zaraz urodzi szczura, Adam w miejscu serca ma wszczepiony jakiś dziwny zielony obiekt.
Modyfikacje genetyczne to uroki nauki rozwijającej się dzięki postępowi cywilizacji. W jakim otoczeniu więc żyjemy? Co je kształtuje? Na to pytanie prónuje odpowiedzieć Maciej Bohdanowicz w pracy (Nie)ludzka Architektura. Są to obrazy o kształtach wieloboków. Na wystawie artysta położył je na podłodze. Przez to budzą skojarzenia z makietami architonicznymi. Są to syntetycznie potraktowane wizerunki budynków typowych dla hipermarketów, magazynów, współczesnych hal fabrycznych. Zrobione z prefabrykatów, mogą stanąć tanio i szybko w każdym miejscu kuli ziemskiej. Jeśli nie zignorujemy tytułowego słowa (Nie) umieszczonego w nawiasie, nasuwa się pytanie: dlaczego ta architektura jest nieludzka. Przecież wywodzi się z funkcjonalizmu czy eksperymentów konstruktywistów. Oni chcieli przecież stworzyć architekturę dla nowego, nowoczesnego człowieka…
Skoro już jesteśmy przy funkcjonalizmie, to należy wspomnieć o projekcie Kamili Stępniak – absolwentki Wydział Form Przemysłowych. Jest to projekt wielofunkcyjnego systemu meblowego. W jedną całość połączone zostały półki, fotel, stolik pod komputer i łóżko. Ten projekt nie ma jednak nic wspólnego z PRL-owską meblościanką. Dominuje tu biel zderzona z akcentami czerni i czerwieni. Wymiary idealne do kawalerek, zwłaszcza jeśli chcemy nie budując kolejnych ścian oddzielić część do pracy od tzw. „salonu”. Jednak jak sobie próbuję wyobrazić siebie funkcjonującą w systemie zintegrowanych mebli, to trochę mi jednak przeszkadza perspektywa siedzenia w „szafie” z komputerem. Ale łóżko znajdujące się tuż obok ostatecznie przekonuje mnie do pomysłu.
Stary sposób na powiększenie małych przestrzeni to umieszczenie w nich lustra. Do mebli Kamili Stępniak doskonale pasowałaby toaletka Karoliny Marcinkowskiej. Mebel, który już nieco wyszedł z użycia większości mieszkań, zwłaszcza tych o małych gabarytach, nabiera tu nowych jakości. Zajmuje niewiele miejsca i może być znakomitym akcentem wnętrza.
Mieszkanie to jednak nie tylko dizajn. Często dzieje się tak, że gdy oprócz jednostek meblowych i jednostek centralnych (komputerów) mieszkanie zasiedlą jednostki ludzkie, zaczyna się kontestacja dizajnu (co znakomicie pokazała na biennale dizajnu w swojej animacji Efka S). Ale to dzięki „czynnikowi ludzkiemu” mieszkanie nabiera „duszy”. Dzięki wprowadzanym zmianom, gromadzącym się w nim przez lata różnorodnym, nie pasującym do siebie przedmiotom, tworzy się jego historia, emanuje z niego swoista energia. O tym właśnie traktuje wideo Katarzyny Gołębiowskiej. Artystka zarejestrowała na nim spotkanie kilku osób, które przy winie i poczęstunku spotkały się w konkretnym mieszkaniu, aby wspominać jego historię. Jak pisze autorka „Ta rozmowa ma sens tylko w konkretnym miejscu. W opuszczanym przeze mnie domu, z którego powoli i z wielkim trudem znika przeszłość. Czas wszystko uporządkować. Kilkadziesiąt lat, którymi żył dom, ul. Wojska Polskiego 72a/6”. Odnosimy wrażenie, że w tym domu żył ktoś bardzo bliski artystce. Wideo towarzyszy slajdshow na którym widzimy ścianę pokrytą różnego rodzaju „bibelotami” – zegarami, ozdobnymi talerzami, obrazkami. Wszystkie mają kształt koła. Po chwili zauważamy, że zaczynają one znikać ze ściany pozostawiając ślady odbite po swojej obecności.
Określonymi emocjami nasycone jest nie tylko nasze najbliższe otoczenie, ale także miasto w którym mieszkamy. Każde ma swoją specyfikę, charakter. Łódzki jest szczególnie widoczny. Łódź budzi wiele emocji – od tych pozytywnych, ale w sposób dość płytki lansowanych przez władze do skrajnie negatywnych, wrogich, które wzbudza wśród mieszkańców, poprzez zaciekawienie, zainteresowanie pełną sprzeczności dziwnością miasta, którą dostrzegają przybysze. O swoistej poezji tego miasta mówi animacja Eweliny Krzyżostaniak „Miasto ukrytych ekspresji”. To bardzo osobista podróż po znanych i nieznanych zakątkach Łodzi. Przez wykorzystanie technik cyfrowych i umiejętny dobór środków plastycznych autorka unika historycznego i edukacyjnego ujęcia charakterystycznego dla filmów dokumentalnych, a także udało jej się uniknąć pułapki ckliwego sentymentalizmu. Jedyne, co można tej pracy zarzucić to pewna jej „szkolność”. Bez patrzenia na podpis odgadłam, że to pracownia prof. Wiesława Karolaka. Ale może dlatego, że sama spędziłam tam trzy lata swojego życia.
Jeśli ktoś chciałby poczuć nie tylko klimat miasta, ale uzyskać praktyczne informacje na jego temat, może liczyć na przewodnik Natalii Błaszczyk. Artystka zaprojektowała go z myślą o studentach Erasmusa, którzy przyjeżdżają studiować na łódzkiej ASP. Na wystawie zaprezentowała nie tylko guide book ale przygotowała także plakietki, o charakterze typograficznym lub zainspirowane architekturą budynku Akademii. Trzeba dodać, że na tych plakietkach wygląda on znacznie atrakcyjniej niż w rzeczywistości (mimo remontu). Swój przewodnik artystka zestawiła z interesującym video, na którym zagraniczni studenci opowiadają o swoich osobistych wrażeniach związanych z Łodzią i z łódzką uczelnią.
Bardzo osobista w wymowie jest praca Doroty Kempko. Jest to zbiór kilkudziesięciu małych obrazków, rodzaj pamiętnika, w którym autorka wykorzystuje różne techniki i środki wyrazu. Ogólnie praca charakteryzuje się impresyjnością i bezpretensjonalnością. Zbiór ten porządkują jednakowe wymiary płócienek oraz ułożenie ich w rodzaj geometrycznej siatki o kształcie prostokąta. Elementami kompozycji są nie tylko płótna ale także ich brak w konkretnych miejscach – puste powierzchnie. Czy jest to tylko zabieg kompozycyjny, czy może niektóre obrazy były zbyt osobiste, może czegoś autorka nie chciała notować w swoim malarsko-fotograficznym notatniku.
Introwertyczny charakter mają też czarno-białe, oparte na kontrastach fotografie Pauliny Korwin-Kochanowskiej. Artystka na wystawie ułożyła je w podłużny pas – nasuwający skojarzenia z klatkami filmu. Widać na nich fragmenty pejzażu, czasami krajobrazu miejskiego, jednak zawsze coś go przesłania, jakbyśmy oglądali świat z zakratowanego, zamkniętego pomieszczenia.
Wykształcenie akademickie to nie tylko wiedza praktyczna, ale także teoria – znajomość historii sztuki. Szczególnie przydatna wydaje się dziś, kiedy sztuka często opiera się na strategii cytatu, zmianie kiedyś nadanych dziełom znaczeń, dialogu z mistrzami. W tej tendencji plasuje się malarstwo Żanety Szydłowskiej. Są to tworzące horyzontalny pas, odwrócone do siebie plecami płótna. Po jednej stronie widzimy żółty autobus, po drugiej, jakby wewnątrz rozpoznajemy motywy ze znanych dzieł z historii sztuki – obrazów Zurbarana, Matejki, Bacona, Beksińskiego. Dokąd ten wehikuł zmierza? A może kręci się w kółko. Czyżby praca artystki była ironicznym komentarzem do cytowania w sztuce? Niemocy stworzenia dzieła oryginalnego? A może jest właśnie stwierdzeniem faktu, że sztuka zawsze karmiła się sztuką a studia natury czy społeczne konteksty to tylko preteksty?
Pisząc o pracach dyplomowych, pod którymi wraz a młodymi autorami podpisują się ich wykładowcy trzeba pamiętać, że procentowy wkład obu stron może być różny. Im mniej osobowości profesora widać w pracach studenta, tym lepiej świadczy to o nim samym. Mam wrażenie, bo przecież nie mogę być stuprocentowo pewna, że w pracach, które wybrałam przede wszystkim widać wrażliwość i charakter młodych twórców.
P.S. Serdecznie dziękuję autorom prac za nadesłanie ilustracji i dokumentacji fotograficznej.
Wystawę można oglądać do 23 marca 2010.
|