|
powrót
Ośmiu na jednego
Gabriela Jarzębowska
Grünewald 2, Łódź Art Center, Tymienieckiego 3, 02-18.06.
Bardziej lub mniej twórcze molestowanie symboli religijnych i religii - zwłaszcza katolickiej - w ogóle, stanowi ostatnio jeden z często wykorzystywanych motywów w polskiej sztuce. I, paradoksalnie, z coraz większą determinacją forsowany, im bardziej histeryczne reakcje budzi wśród tej części populacji, której uczucia religijne łatwo można obrazić. Aktualna prezentacja prac ośmiu łódzkich artystów w Łódź Art Center, mieszczącym się, nota bene, niemal naprzeciw katedry, póki co nie wzbudziła silnych kontrowersji, być może dlatego, że nie dotarł na nią żaden działacz Ligi Polskich Rodzin. Nie oznacza to bynajmniej, że wystawa na Tymienieckiego jest w swoich założeniach bluźniercza. Wprost przeciwnie. Kierunki, jakie obrali prezentowani na niej twórcy nie zawsze jednak mieszczą się jednak w obszarze katolickiej poprawności, a czasem wręcz balansują na granicy, która w kraju między Wisłą a Bugiem staje się czasem równoznaczna z granicą ryzyka.
Pomysł na wystawę opierał się na dosyć prostym pomyśle. Marcin Nowak, Artur Malewski, Anna Orlikowska, Marta Pszonak, Wawrzek Sawicki, Agnieszka Chojnacka, Kamil Kuskowski i Aleksandra Ska odnoszą się na niej do słynnego renesansowego ołtarza z Isenheim, autorstwa niemieckiego malarza Matthiasa Grünewalda. Zaczątek prezentacji stanowiły trzy prace: Kuskowskiego, Malewskiego i Pszonak, pozostałe powstały specjalnie na wystawę. Niewinna w założeniach koncepcja dialogu z dawnym mistrzem przepuszczona przez silnie zróżnicowane, niepokorne osobowości artystów dała w efekcie mieszankę wybuchową, w której granice pomiędzy pietas a profanacją ulegają niepokojącemu zatarciu. Jak bowiem inaczej określić na przykład obiekt Pszonak - umieszczony w drewnianej skrzyni, na wzór kościelnej gromnicy, kij bejsbolowy, zwieńczony napisem INRI? Tudzież bogato zdobiony motywami przedstawiającymi ostre sceny erotyczne becik Aleksandry Ska? Nawet jeśli w założeniach ich sens wykracza poza prostą profanację, wyczuwalne są w nich silne tendencję kontestatorskie i demaskatorskie, z ostrzem skierowanym wprost w mariaż religii i polityki. Podobny wydźwięk zdają się mieć także inne prace - chociażby stanowiące nawiązanie do belki chrystusowego krzyża obrazy Kuskowskiego, na których pomiędzy wizerunkami ukrzyżowanych dłoni umieszczone zostały oskarżycielskie napisy, takie jak nepotyzm i fanatyzm. Lub też interaktywna prezentacja Marcina Nowaka - ołtarz Grünewalda przedstawiony na ekranie laptopa jako... gra komputerowa, polegająca na strzelaniu w serce ukrzyżowanej figury Chrystusa. Ta interesująca, odważna praca uświadamia komercjalizację i spłycenie wartości stanowiących sedno wiary katolickiej, a zarazem przewrotnie umieszcza odbiorcę w roli oprawcy Jezusa. Skrajnie zbanalizowaną i groteskową wersję motywu zaczerpniętego z ołtarza z Isenheim przedstawił Artur Malewski, zestawiając demona z kuszenia św. Antoniego z postacią Obcego. Obie postacie wydają się być równie niedorzeczne a "upiorny" śmiech demona uświadamia wyraźną zmianę wrażliwości - to, co dawniej budziło grozę, dzisiaj może być jedynie źródłem rozbawiania. Demony ze sceny ze św. Antonim poskramia również Wawrzek Sawicki, umieszczając ich groteskowe fizjonomie w psychodelicznym kalejdoskopie wyłaniającym się z wnętrza bazyliki w Licheniu. Także u Sawickiego groza utraciła swoją moc oddziaływania, stając się quasi-estetycznym motywem użytym do zabawy ze znakami. Bardziej na serio potraktowały natomiast temat Chojnacka i Orlikowska. Dźwiękowa instalacja pierwszej z nich to emitowane symultanicznie wypowiedzi dwóch kobiet z otoczenia artystki, stanowiących współczesne uosobienie Madonn ze sceny narodzin i ukrzyżowania ołtarza z Isenheim. W video Orlikowskiej niewyraźne, przypominające zarys ludzkiego ciała widmo wykonuje niesprecyzowane ruchy. Mimo że enigmatyczna i trudna do jednoznacznej interpretacji, praca Orlikowskiej jako jedna z niewielu na wystawie zdaje się zbliżać do niewyrażalnej sfery sacrum.
Najbardziej uderza w prezentacji w Łódź Art Center fakt, że tak słabo dostrzeżony został przez artystów czołowy, jak sądzę, motyw obrazu Grünewalda, a mianowicie tak realistycznie, wręcz turpistycznie przestawione na nim cierpienie. Dziwi to tym bardziej, że wspomniana tematyka, łącznie z ukazywaną ze skrajnym naturalizmem cielesnością, stanowi jeden z najbardziej wyróżniających się motywów w sztuce współczesnej. Czyżby pokazani na wystawie artyści uznali podjęcie takiej tematyki za banalne? Zaskoczyć może także obszar skojarzeń, jaki wygenerował ołtarz z Isenheim wśród artystów, traktujących często pierwotne przedstawienie jako dosyć luźną inspirację dla swoich działań - punkt wyjścia, ale niekoniecznie dojścia.
|