powrót
Interkacje po raz dziesiąty!
Anka Leśniak
W poniedziałkowy wieczór rozpoczęła się X – jubileuszowa edycja międzynarodowego Festiwalu Sztuki Performance „Interakcje”. Piotrków znów na kilka najbliższych dni stał centrum światowego performance. Start: 12 maja. godz. 18.00. SDA "Galeria OFF" - Ośrodek Sztuki Współczesnej, ul. Dąbrowskiego 5, Piotrków Trybunalski.
W poniedziałkowy wieczór rozpoczęła się X – jubileuszowa edycja międzynarodowego Festiwalu Sztuki Performance „Interakcje”. Piotrków znów na kilka najbliższych dni stał centrum światowego performance.
Projekt powstał z inicjatywy Ryszarda Piegzy oraz Piotra Gajdy i Gordiana Pieca. W 1998 roku performerzy po raz pierwszy zaprezentowali swoje działania w Restauracji Europa. Uroczyste otwarcie tegorocznych Interakcji rozpoczęto krótką dokumentacją filmową z tego miejsca. W ciągu lat „klimatyczny” lokal z podświetlaną, dyskotekową podłogą zamieniono na surowe wnętrze przy ulicy Dąbrowskiego 5. Ostatnie miesiące poświęcono na generalny remont, który zamienił to miejsce w profesjonalną przestrzeń, przystosowaną do sztuki akcji.
Na otwarciu władze miasta Piotrkowa uhonorowały medalami Ryszarda Piegzę oraz Jana Świdzińskiego – wybitną postać polskiego performance oraz honorowego uczestnika i patrona Interakcji. Łódzcy oficjele powinni brać przykład z władz, które potrafią docenić zasługi artystów, zamiast wyłączać mikrofon gdy artysta chce przemówić, jak to miało miejsce niedawno w Łodzi.
Puszczenie w ruch tzw. „bąka” – zabawki tradycyjnie rozpoczęło działania artystów.
Zaczął Janusz Bałdyga. Po krótkim słownym wprowadzeniu uniósł w górę taflę szkła owiniętą w materiałowy pas. Na pasie odbita została sylweta ptaka umieszczana na przeźroczystych taflach tworzących barierę dźwiękową przy autostradzie lub na przystankach. Na koszuli artysty widniała rozmazana sylweta z tego samego szablonu. Sylwety, wizerunki ptaków mają chronić te prawdziwe przed rozbiciem się o szybę.
„Przeżyją tylko te, które dadzą się oszukać” (cyt. Janusz Bałdyga”).
Artysta odłożył szybę, usiadł przy stole nakrytym dużą ilością białego płótna. Zwoje płótna ułożone na środku stołu dzieliły stół na dwie części – „dwie wrogie armie oczekujące na bitwę”. Po obu stronach ułożone zostały szklanki. Do jednej z nich artysta nalał wino. Przeszedł na drugą stronę stołu. Ciągnąc w swoją stronę zwoje płótna powodował, że szklanki spadały i tłukły się.
Potem usiadł na miejscu, które zajmował wcześniej. Sięgnął po wino i włożył je pod białe płótno. Przesuwając szklankę pod warstwami płótna „kreślił” czerwoną linię, kontrastującą z bielą materiału.
Następnie położył się na podłodze i zaczął oplatać się pasem, w który zawinięta była szyba. Turlając się i owijając coraz bardziej odwijał go z tafli szkła, w konsekwencji rozbijając szybę. Skończył akcję, gdy owinął się całą długością pasa.
Janusz Bałdyga należy do klasyków polskiego performance. Biel płótna, koszuli i wino to stałe elementy jego akcji. To performance o klarownej strukturze, podzielony na sekwencje. Punktem kulminacyjnym był wysiłek turlającego się artysty, połączonego pasem z szybą.
Performance Nicola Frangione to „Poesia Sonora”. Artysta wykorzystał możliwości swojego głosu, łącząc dźwięki z ekspresyjnymi gestami. Potok słów, nieartykułowanych dźwięków połączony został z projekcją i muzyką będącą integralną częścią performance. Artysta wkomponowywał swój głos w muzykę. Rytm działania wyznaczały zmieniające się projekcje i natężenie głosu artysty. Performance zakończyło stwierdzenie „Voice is not copywright”
Nicola Frangione to artysta interdyscyplinarny. W swojej twórczości łączy muzykę, poezję dźwiękową i wizualną, przyczynił się również do rozpowszechnienia mail-art. we Włoszech.
Po nim wystąpił Balint Szambathy z Węgier. Tym razem performance był oszczędny w gestach. Artysta usiadł na krześle i pokazał publiczności kolorowo dekorowane serce z piernika, na którym umieścił małe lusterko. W rytm muzyki zjadał serce wokół lusterka. Następnie zaczął przecinać, a raczej przepiłowywać lusterkiem skórę na dłoni, aż pojawiła się krew. Zrobił nią ślady na swoich policzkach. Na koniec rozbił lusterko obcasem.
Po działaniu wymagającym ciszy i skupienia publiczności wystąpił Max Horde z Francji. Przewrotnie poinformował widzów, że to nie żaden performance a ćwiczenia akademickie. Do pierwszego zaangażował publiczność, niespodziewanie wyciągając widzów z wydawałoby się bezpiecznej sytuacji obserwatora. Widzowie zostali przez artysta stłoczeni i zepchnięci w kąt galerii. Ćwiczenie nosiło nazwę „wypełnianie kątów”. Następnie performer zajął się tresowaniem krzesła. Przywiązując do krzesła linę wprawiał obiekt w ruch, co przypominało sport Rodeo.
W kolejnych „ćwiczeniach” artysta założył kraciastą spódnicę i próbował tańczyć nie w rytm muzyki, pozbywając się kolejnych części garderoby. Akcja miała charakter ludyczny. Przypominała też absurdalne działania dadaistów, wytrącających odbiorców z utartych schematów i przewidywalnych reguł rzeczywistości.
Wieczór zakończył fiński artysta „Pekka Luhta”. Ogolony na łyso, w okularach i garniturze oraz specjalnym makijażu przypominał postać z filmów science fiction. Jego performance miał charakter wysiłkowy. Artysta pozbawiony jest prawej ręki. Tą okoliczność wykorzystuje w swoich performance. Autor w swojej akcji odniósł się do kwestii ekologicznych. Rozłożył na podłodze plastikowe talerzyki. Następnie klęcząc, z twarzą przy ziemi zdmuchiwał je, tym samym zbliżając się do ściany. Potem zdjął protezę i z dwojga drzwi wyjętych z zawiasów zaczął „budować” konstrukcję przypominającą domek z kart. Wreszcie artysta położył drzwi na podłodze i zamurowywał w nich szyby.
W kolejnym etapie Luhta leżąc na podłodze wyrzucał w powietrze plastikowe widelce. Następnie sięgnął po dwie ok. 3 metrowe deski i znów zaczął je składać tak, że stworzyły formę dachu lub kąta ostrego. Pozostawił je złożone razem, następnie rozebrał konstrukcję, położył deski na podłodze, wspierając je o 2 wiadra z cementem. Zaczął chodzić po deskach sprężynujących pod jego stopami. To wieloelementowy performance, w którym artysta doskonale wykorzystał kondycję swojego ciała i doświadczenie. Poszczególne sekwencje tworzyły interesującą i zrozumiałą całość, w której jednak uniknięto dosłowności i oczywistości.
Wieczór zakończył się w tradycyjnym miejscu, dawnej restauracji „Bona”, obecnie „Wojak Szwejk” przy rozmowach i żartach. Zwracała uwagę niezwykła otwartość i serdeczność artystów, znacznie rzadziej spotykana wśród twórców z innych dziedzin, a niezbędna dla tych, którzy tworzą sztukę wykorzystując własne ciało.
czytaj opisy wszystkich dni festiwalu:
|