|
powrót
Co zrobić z nadmiarem zasobów ludzkich?
Anka Leśniak
Wchodząc na wystawę Izy Cieszko „Zwielokrotniony” od razu stajemy przed płótnem wypełnionym zmultiplikowanymi sylwetkami ludzkimi. Siedzą na czarnych postumentach i wykonują ten sam gest. Użycie multiplikacji w sztuce wywołuje od razu banalne skojarzenie z serigrafiami Andy Warhola. W jego pracach dominowały jednak żywe kolory, a ich bohaterami były ikony pop kultury. Iza używa raczej czerni i bieli, a jej postacie są zupełnie anonimowe. Galeria WEW, Wydział Edukacji Wizualnej ASP w Łodzi, ul. Franciszkańska 76/78. Wystawa czynna do 30.04.2009
Wchodząc na wystawę Izy Cieszko „Zwielokrotniony” od razu stajemy przed płótnem wypełnionym zmultiplikowanymi sylwetkami ludzkimi. Siedzą na czarnych postumentach i wykonują ten sam gest. Użycie multiplikacji w sztuce wywołuje od razu banalne skojarzenie z serigrafiami Andy Warhola. W jego pracach dominowały jednak żywe kolory, a ich bohaterami były ikony pop kultury. Iza używa raczej czerni i bieli, a jej postacie są zupełnie anonimowe. Jej model a raczej bardziej pasowałoby tu słowo moduł to „every men” lub „every woman”, ponieważ na obrazach Izy rozpoznajemy również kobiety. Czasami postaci wymykają się binarnym kategoriom płci i nie wiemy z jaką „formą ludzką” mamy tu właściwie do czynienia. Te stechnicyzowane, naukowe określenia są zupełnie uzasadnione wypadku prac Izy, ponieważ sylwetki na płótnach artystki sprawiają wrażenie produktów zdjętych z taśmy produkcyjnej.
Spoglądając na obraz naprzeciw wejścia intrygują identycznej wielkości postumenty, na których artystka posadziła postaci. Postument zarezerwowany jest dla kogoś szczególnego – w obrazach Izy wszystkie postaci są tak samo ważne a przez to identycznie nieistotne. Zapewne każdy z nas czuje się w jakiś sposób szczególny, z powodu posiadanych umiejętności i osiągnięć, a często odosobniony w swoich problemach. Wystarczy jednak spojrzeć przez okno wieżowca na inne sąsiadujące bloki, aby zdać sobie sprawę, że każdy z nas to tylko jedno istnienie z tysięcy podobnych zamieszkujących swoje „minimum mieszkaniowe”.
W obrazie pt Single Iza zwraca uwagę na modny obecnie model singla – pochłoniętego za dnia pracą, a w nocy rozrywką, niezależnego od nikogo finansowo ani emocjonalnie. Artystka postacie płci obojga powkładała w wyznaczone rysunkiem ramki, niczym w małe mieszkanka. Każdy ma swoją przestrzeń i swój ręczniczek – tylko jego (jej). Artystka nie zajęła się indywidualizacją twarzy ani sylwetek modeli, które multiplikowała za pomocą serigrafii, natomiast starannie namalowała ręczniczki, tak, że nikt nie znajdzie 2 identycznych.
Na pozostałych dwóch dużych płótnach postacie, które sprawiają wrażenie powielanych na ksero mają domalowane wnętrzności. Czasami jest to serce, w innym wypadku płuca czy jajniki. N jednym z obrazów umieszczone na białym, sterylnym tle kojarzą się z modelami do lekcji anatomii. Z podpisów pod każdą z postaci wynika, że mają różne grupy krwi, ale tu jak w życiu, możliwości są ograniczone. Dawni mistrzowie malarstwa podzielili by swoich bohaterów według temperamentu – odnaleźlibyśmy na płótnach sangwiników, choleryków, flegmatyków, malancholików. Na płótnach Izy czytamy A+ A-, AB- itd. Człowiek sprowadzony więc został tu, cytując znany tekst Agnieszki Osieckiej do „formy istnienia białka”.
Patrząc na obrazy Izy przychodzą na myśl tytuły książek do marketingu – porady jak zarządzać „zasobami ludzkimi”. Określenie to funkcjonuje w terminologii ekonomistów i nikogo nie oburza, co właściwie wydaje mi się dość dziwne po doświadczeniu holocaustu.
W pracach Izy odczuwamy pewien rozdźwięk, pozorną niekonsekwencję doboru środków. Artystka multiplikuje swoich modeli, używając szablonów (serigrafia). Dlaczego więc uparcie obmalowuje postaci, czasami dorysowuje im jakiś szczegół, osłabiając i zakłócając rytm powielonych ciał? Z uporem maniaczki zostawia na płótnach dukt pędzla, swój gest, ślad jej interwencji. To działanie można odczytać jako próbę zachowania swojej indywidualności odrębności jak i chęć zindywidualizowania mimo wszystko masowo wykonanych z jednego modelu sylwetek ludzkich.
Dopiero po chwili wzrok przykuwają małe obrazki – seria 6 płócien, na których na czerwonym tle artystka namalowała postaci zmagające się z oślepiającym, dziwnym światłem. Na jednym z płócien mężczyzna odwraca się od jego źródła i zasłania twarz dłonią. Na innym strumienie światła tryskają niczym krew z torsów pozbawionych głów. Na kolejnym wylewa się ono z ust postaci. Nasuwa się pytanie czy tą eksplozję światła wywołała jakaś katastrowa atomowa lub zawirowania atmosferyczne, spowodowane zniszczeniem środowiska?
A może jest to światło mistyczne, boskie, transcendentne, które wywołuje przerażenie zasobów ludzkich, potrafiących jedynie produkować i konsumować? Wreszcie uwagę zwraca mały obrazek powieszony naprzeciw serii sześciu płócien. Widać na nim głowę, pozbawioną jednak pogłębionej charakterystyki twarzy. Poprzez otoczenie twarzy obłą formą w jaskrawym, pomarańczowym kolorze artystka uzyskała efekt aureoli. Interpretacja w tym wypadku pozostaje otwarta. Nie wiemy czy oglądamy boską istotę czy napromieniowanego mutanta.
Tym, co determinuje w twórczość Izy wydaje się być refleksja nad współczesnymi możliwościami medycyny i technologii, eksperymentami genetycznymi zwiększającymi się możliwościami kontrolowania natury a także wiedzy n.t. ludzkiej psychiki i technik perswazji. Okazuje się, że w dobie Internetu, telefonów komórkowych i tanich linii lotniczych artystka mimo tempa współczesnego życia, a może raczej wbrew niemu zadaje wciąż aktualne egzystencjalne pytanie, „Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy?”.
|