|
powrót
13-go wszystko zdarzyć się może, nawet szczęście w nieszczęściu
Anka Leśniak
Problemu współczesnego funkcjonowania przesądów dotyka Kamil Kuskowski w wystawie “Szczęście w nieszczęściu“. Wystawę można było obejrzeć we wrześniu i w pierwszym tygodniu października br. w Galerii Bielskiej w Bielsku-Białej i była to premierowa prezentacja tego projektu. Kuskowski wykonał z tej okazji 13 nowych prac, w tym kalendarz z wyrywanymi kartkami, w którym wszystkie 365 dni roku to 13 dzień miesiąca i jest to oczywiście piątek...
Gdyby ktoś zapytał mnie czy wierzę w przesądy, odpowiedziałabym z pewnością, że to bzdura. Jednak jeśli czarny kot przebiega mi drogę, to z lekką niepewnością stawiam następny krok, mimo wielkiej sympatii jaką odczuwam do tych zwierząt. Jak przejeżdżam przez most, zawsze myślę sobie życzenie, a kiedy wychodzę z domu i muszę się wrócić, bo o czymś zapomniałam, siadam na moment, żeby tego dnia nie przydarzył mi się pech. Takie zabobony miały może sens w czasach, kiedy ludzie nie potrafili sobie wielu zjawisk wytłumaczyć w sposób racjonalny, naukowy, więc pokładali nadzieję w praktykach magicznych i zarazem czuli strach przed ich działaniem. Pytanie dlaczego dziś, kiedy już nie pamiętamy skąd się wzięły znane mam przesądy, gdzie o nich usłyszeliśmy i co dokładnie nam grozi, jeśli je zlekceważymy, nadal wierzymy w ich sprawczą moc.
Problemu współczesnego funkcjonowania przesądów dotyka Kamil Kuskowski w wystawie “Szczęście w nieszczęściu“. Wystawę można było obejrzeć we wrześniu i w pierwszym tygodniu października br. w Galerii Bielskiej i była to premierowa prezentacja tego projektu. Kuskowski wykonał z tej okazji 13 nowych prac, w tym kalendarz z wyrywanymi kartkami, w którym wszystkie 365 dni roku to 13 dzień miesiąca i jest to oczywiście piątek. Odważni mogą zakupić egzemplarz kalendarza w galerii za 99,99 złotych. Jest jednak szansa dla nieszczęśników, którzy się na to zdecydują, bo jeden grosik artysta zostawił im “na szczęście”. A dotkniętych paraskewidekatriafobią czyli strachem przed tą datą, a więc tych, którzy kalendarza Kuskowskiego na pewno nie kupią, pech i tak nie ominie, bo 13 dzień miesiąca w piątek przypada minimum raz do roku.
Artysta nie tylko w tym przypadku nadwyręża nerwy widza. Aby wejść na wystawę trzeba było przejść pod drabiną. Zrozumiałe, że niektórzy boją się wejść na drabinę, ale skąd strach przed przejściem pod nią? Kiedyś służyła często do stawiania szubienic, więc wierzono, że ten, kto pod nią przejdzie spotka na swojej drodze śmierć. Drabina zawieszona została jednak pod sufitem, do góry nogami, i tu pojawia się nadzieja. Może w takiej pozycji nie działa? Przechodzimy pod czy nad drabiną? Gdyby przyszło nam do głowy na wszelki wypadek odpukać w niemalowane drewno, które znajduje się tuż obok, to niestety się nie uda, bo artysta umieścił je za szybą. Dalej rozsypał sól, co też zwiastuje nieszczęście. Szkoda, że dziś mało kto pamięta o tym przesądzie, bo przynajmniej uniknęlibyśmy zimą intensywnego szorowania butów po każdym spacerze. Ale nie jest tak źle. Obok kawałka drewna i rozsypanej soli wiszą prace, na których autor pokazał czterolistną koniczynę. To miłe, gdyż zazwyczaj dostrzeżenie jej wśród trójlistnych udaje się tylko wtedy, gdy się jej wcale nie szuka. Ale ledwo postawimy krok dalej, a tu już czai się czarny kot. Mimo, że to studium zwierzaka w ruchu, całe szczęście to tylko rzeźba, możemy więc obok niej spokojnie przejść i obejrzeć obrazy pt. „Lucky Seven„, na których artysta umieścił jedyne trzy możliwe układy dwóch kości dające szczęśliwą siódemkę.
Dalej jest jeszcze jeden zwiastun szczęścia -na video słoń z łódzkiego zoo wykonuje takie ruchy jakby tańczył. Jednak to tylko złudzenie, że słoń przynoszący szczęście sam jest szczęśliwy. Kiwa się, bo ma chorobę sierocą. W tym zoo nie ma żadnego innego słonia do towarzystwa. Kawałki lustra leżące na podłodze układają się w napis happy. Odbite z nich światło rzutuje się na ścianę, jednocześnie odwracając napis. Już widzimy świetlaną przyszłość, ale nagle dostrzegamy, że lustro jest nadtłuczone - jakby ktoś zapatrzony w światło odbijające się na ścianie wdepnął w napis wycięty z lustrzanej tafli. Wiadomo, co do oznacza - 7 lat nieszczęścia. Aby uniknąć takiego losu trzeba szybko pozbierać kawałki lustra i zakopać w ziemi. Nie można jednak dopuścić aby pojawiło się wtedy na nich nasze odbicie, co może okazać się dość trudne do wykonania.
Najbardziej popularny przesąd, po który artysta sięgnął na wystawie związany jest z postacią kominiarza. Jeśli spotkamy go na ulicy powinniśmy natychmiast złapać się za guzik, a wtedy na pewno spotka nas szczęście. Z tym, że guziki we spółczesnej garderobie są mniej popularne niż kiedyś. Czy złapanie się za zamek ekspresowy albo rzep zadziała tak samo?
Jednak samo spotkanie kominiarza jeszcze nie gwarantuje szczęścia. Jeśli ktoś posiada bardziej zaawansowaną wiedzę na temat przesądów wie, że kiedy zobaczy się kominiarza nie wystarczy tylko złapać się za guzik. Trzeba szybko rozglądać się za mężczyzną w okularach. Wtedy szczęście murowane. Jeśli jednak najpierw zobaczymy kobietę, to spotka nas pech. Chyba więcej kobiet nosi okulary, mężczyznę w nich dostrzec trudniej. W końcu ktoś doradził mi, żebym nie rozglądała się wśród przechodniów, tyko przyglądała się kierowcom samochodów i to faktycznie działa. Ale dlaczego spotkanie kobiety ma przynosić pecha? I tu odkrywamy całą masę uprzedzeń związanych wiekami historii, kiedy kobiety postrzegane były jako mniej wartościowa grupa społeczna. To temat na osobny artykuł, jednak przypomnę dwa powiedzenia, które funkcjonują do dziś - że jeśli kobieta w ciąży brzydnie, to urodzi dziewczynkę, a szczęście w życiu mają córki podobne do ojców.
Masa przesądów dotyczy momentów przełomowych w naszym życiu. Od zabawnych przekonań, że czerwona bielizna przyniesie szczęście na maturze do makabrycznych, że dziewczyna, która przymierzy strój panny młodej a nie planuje własnego ślubu umrze młodo. Czy naprawdę wierzymy w te przepowiednie? Chyba dziś przeciętny obywatel zachodniej cywilizacji nie odprawia obrzędów magicznych jeśli przebiegnie przed nim czarny kot albo stłucze lusterko, jednak na wszelki wypadek woli unikać takich sytuacji. Ale jeśli coś może pomóc a nie zaszkodzi, to czemu „na wszelki wypadek” nie odpukać w niemalowane drewno. Lepiej nie kusić licha, bo nawet jeśli nie wierzymy w zapisane w gwiazdach nasze przeznaczenie i czujemy się kowalami własnego losu, to może zadziałać efekt samospełniającej się przepowiedni.
Z pewnością Kamil Kuskowski wystawą „Szczęście w nieszczęściu” dotknął interesującego aspektu naszej rzeczywistości. Wystawa została interesująco zaaranżowana. Przez zróżnicowanie mediów - instalacja, video, obiekt, fotografia, malarstwo, dobrze się ją ogląda. Jednak w tym wydaniu można potraktować ją jako szkic, do bardziej pogłębionego studium problemu. Autor sięgając po temat współczesnej percepcji przesądów otworzył prawdziwą puszkę Pandory. Czy odważy się zajrzeć do środka i spróbuje zmierzyć się z jej zawartością, Czy będzie tylko ślizgał się po powierzchni, zobaczymy w kolejnych edycjach projektu.
Fotografie z archiwum Galerii Bielskiej
autor zdjęć: Janusz Legoń
|