nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

Kiedy staje się artysta?

Rozmowa z Izabelą Robakowską o wystawie “Kwiatki, bratki i stokrotki”. Wystawa zadaje pytanie o pierwsze gesty artystyczne, szczególne momenty w życiu artystów, które były zapowiedzią późniejszych działań twórczych. Wystawę można oglądać w listopadzie i grudniu w Galerii Wymiany, ul. Piłsudskiego 7/29, Łódź.

Na początek chciałabym zacząć od tytułu wystawy “Kwiatki, bratki i stokrotki”. Już po doborze artystów można wywnioskować, że tytuł jest metaforą. W info o wystawie czytamy, że dotyczy ona tzw. pierwszych gestów artystycznych. Czy mogłabyś powiedzieć skąd wziął się pomysł na taką wystawę?

Pomysł na tę wystawę to strasznie długa historia. Chciałam ją zrealizować już dawno temu, ale ciągle czegoś mi brakowało w tej koncepcji, tak więc wystawa długo nie mogła dojść do skutku. Określenia “pierwsze gesty”, często używa Józef Robakowski, jednak stosuje je do działań ludzi, którzy decydują się być artystami, np. studentów i podejmują pierwsze świadome próby w tym kierunku.

Kiedy Igor Krenz pokazał mi swój film “Ptak”, który zrobił w 1973 roku, pomyślałam, że pierwsze gesty artystyczne mogą pojawić się znacznie wcześniej. I, że to, co mnie interesuje to moment, kiedy “staje się artysta”.

Rok później przyjechała mama do Małgosi Borek. Opowiedziały mi wtedy historię popiersia Lenina, którym, podczas pracy na Krymie, został obdarowany ojciec Małgosi. Lenin krążył po znajomych jako podarunek, aż zatoczył koło i wrócił do rodziców Małgosi, która wraz z siostrą bliźniaczką zrobiła sobie z niego maskotkę. Dziewczynki przebierały Lenina w różne fatałaszki. Oryginał nie dotrwał do dziś, ojciec w tajemnicy w drobny mak roztrzaskał popiersie, bo nie można było go po prostu wyrzucić. W galerii widzimy rekonstrukcję rzeźby w przebraniu. Praca ma tytuł “Leninek“.

Po tych spotkaniach zdecydowałam, że zrobię taką wystawę i zadałam pytanie artystom, którzy są mi w jakiś sposób bliscy, czy mogą odnaleźć u siebie ten pierwszy gest. Nie chodzi tu o pewność, ale o próbę zmierzenia się z takim tematem, ze sobą z przed lat.


Igor Krenz, kiedy nakręcił film “Ptak” miał 14 lat.

Igor, jak sam mówi, wykorzystał kamerę na zasadzie procy, mierzył do ptaka w locie, starał się go utrzymać w kadrze. Było to działanie bez świadomości medium, a jednocześnie, w moim odczuciu, bardzo zbliżone do zapisów mechaniczno-biologicznych Józefa Robakowskiego, które, co ciekawe, powstawały w podobnym czasie. Dzisiaj ten chłopięcy, beztroski gest, zajmuje ważne miejsce w tworczości Igora Krenza.

Stoimy akurat obok pracy Adama Klimczaka.

Adam Klimczak to osoba, która funkcjonuje na pograniczu własnej sztuki i organizowania wydarzeń artystycznych. Jedni widzą w nim artystę, inni raczej uważają go za kuratora, animatora sztuki. Chciałam więc od niego wydobyć to, co on sam myśli na swój temat.

To jest bardzo ciekawa i trochę makabryczna praca. Czaszka w okularach ze świecącymi oczami zrobionymi z latarek. Ma też specjalny uchwyt, więc można ją nosić. Możesz coś więcej o niej powiedzieć?

To jest dokładna rekonstrukcja obiektu, który Adam wykonał jako dziecko. Wtedy był to po prostu gadżet, króry był atrybutem Adama, dodawał mu pewności siebie, napawał dumą. Tamtej wykradzionej z cmentarza czaszki już nie ma, na potrzeby wystawy zrekonstruował ją Artur Malewski. Adam uznał, że wykonanie tego obiektu to był właśnie ten moment, kiedy zdał sobie sprawę, że jego myślenie w jakiś sposób odbiega od innych, że potrafi zadziwić, zaciekawić ludzi tym, co robi… Bo ten obiekt faktycznie jest jakimś upiornym curiosum.

Znalazła się tu też praca z martwymi molami.

Podobnie jak praca Adama jest to rodzaj vanitas. To jest ready-made Sylwii Ptak – artystki jeszcze szerzej nie znanej. Sylwia jest matką, dużo czasu spędza w domu, dom i wszystko co w nim, jest polem, na którym się porusza i tworzy. Wygrzebuje z codzienności elementy zaskakujące. Jej sztuka dzieje się mimo woli. Sama podkreśla jak ważny jest dla niej przypadek. W tej pracy to nagromadzenie ciał, zwielokrotnienie śmierci jest bardzo mocne, a przy tym banalne i nieistotne.

A praca Artura Malewskiego, którego już dziś wspomniałyśmy?

Artur jest demonicznym artystą, lubi mroczne tematy. Tu widzimy rekonstrukcję jego pracy z przedszkola. Po wycieczce do teatru na “Śpiącą Królewnę” wykleił z włóczki kosmatego diabła. Teraz zdał sobie sprawę z tego, że to była pierwsza jego praca, która była na wystawie - na wystawce przedszkolnej.

Przepalone gniazdko z wetkniętym w nie śrubokrętem to też mocna praca.

To rekonstrukcja “akcji” Leszka Knaflewskiego. Wykonał ją będąc dzieckiem podczas Świąt Wielkanocnych. Włożył śrubokręt do kontaktu, wybuchły bezpieczniki, nie było światła, rodzina musiała siedzieć przy świecach.
Tę sytuację wspominała jego mama. Leszek więc nie powoływał się na własne wspomnienia, ale szukał tego pierwszego gestu w pamięci zewnętrznej, swoich bliskich.

To ciekawe, że pierwsze gesty to często gesty performerskie. Podobnie było w przypadku Oli Ska, która też przytacza wspomnienie mamy... Niemal pośrodku galerii umieszczone zostało łożeczko dziecięce. “Dizajn” i stan zachowania wskazuje na głęboki PRL. Łóżeczko umazane jest brązową substancją, która kojarzy się jednoznacznie. To był pierwszy materiał malarski kilkumiesięcznej Oli, a pościel okazała się świetnym płótnem...

To jest autentyczne łóżeczko, w którym spała mała Ola. Wcześniej korzystała z niego jej ciocia. Łóżeczko ma 50 lat i to własnie w nim artystka po raz pierwszy doświadczyła materii malarsko-rzeźbiarkiej. Artysta kojarzy się często z wybrańcem, kimś kto doznał epifanii. W przypadku tego dzieła stosowne będzie użycie określenia pomazaniec :). W ogóle mam wrażenie, że cała wystawa demitologizuje postać artysty i sprowadza gesty twórcze na poziom przyziemności, codzienności i czasami banału. Artysta to ktoś, kto ma zdolność i potrzebę wydobywania, przenoszenia i ponad wszystko uzewnetrzniania, unaoczniania.
Ludzie, ktorzy oglądają tę wystawę mowią – ja też tak zrobiłem, zrobiłam, mama mi opowiadała, babcia, wysmarowalem łóżeczko, wsadziłem śróbokręt do kontaktu. Te prace mówią o wspólnym doświadczeniu, wspólnej bazie całych pokoleń.

Artyści prezentujący się na wystawie w większości odtwarzają sytuacje z dziedzintwa na zasadzie rekonstrukcji, wspomnienia. Ale jest też praca Karoliny Wiktor, która traktuje je jako teraźniejszość. Pisze o sobie “Mam 3 lata”.

Karolina Wiktor ma teraz 33 lata. Trzy lata temu pękł jej tętniak w mózgu, przez co jej droga artystyczna została gwałtownie przerwana. Tę wystawę Karolina traktuje jako swoją pierwszą. Jej praca umieszczona jest na ścianach w kilku miejscach galerii. To fragmenty z bloga http://afazja.blogspot.com/, który prowadzi. Tą pracą mierzy się z tekstem, słowem, a więc z tym, co obecnie sprawia jej trudność, co ją ogranicza.

Przypadek Karoliny jest w jakiś sposób szczególny. Najpierw sama a potem z Olą Kubiak w Grupie Sędzia Główny miała imponujące osiągnięcia artystyczne. W konsekwencji choroby, przestała funkcjonować na scenie sztuki przez ostatnie trzy lata. Teraz powraca, ale już nie może kontynuować tego, co było wcześniej, musi zrobić coś innego.

Dla mnie to ogromnie wzruszające, że akurat tutaj zdecydowała się wykonać ten swój pierwszy gest.

Chcialabym jeszcze wrocić do tematu osób, których status jako artysty można określić jako płynny, dyskusyjny czy niezbyt oczywisty dla wielu ludzi. Zaprosiłaś do wystawy Malgę Kubiak. To artystka, która funkcjonuje na pograniczu dziedzin - sztuk wizualnych, filmu, literatury, muzyki, więc różni “specjaliści” mają problem z analizą jej działań. Malga wymyka się ustanowionym kategoriom.

Myślę, że to dobrze, że nie trzeba się umiejscawiać. Malga przyjechałą tu z “furą” dokumentów, różnych materiałów. Ja nie zakładałam, że od wszystkich dostanę gotową odpowiedź, gotowe dzieło, ważny jest sam proces, poszukiwanie, refleksja. Patrząc na dokumenty, rysunki, które Malga przywiozła, można powiedzieć, że jej początki tkwią w artystycznej rodzinie - ojciec był znanym poetą, matka - artystką. A może to jest jej fatum...

To, co robi tutaj, na wernisażu to rodzaj performatywnego działania. Nie zwraca uwagi na otoczenie, siedzi przy stole, przed komputerem...

I pracuje, montuje swój film. To jest bardzo osobisty film, są w nim sceny z jej mamą, która odeszła niedawno. Malga uznała, że taki rodzaj działania jest tym, co chce zrobić w kontekście tej wystawy.

Czytałam przed momentem komentarz Malgi do jej pracy. Jest najbardziej obszerny i literacki ze wszystkich opisów prac na wystawie. Malga przytacza w nim historię jak została wyrzucona z lekcji religii, bo narysowała Chrystusa na krzyżu, bez przepaski na biodrach...

I bez jąder, bo nie wiedziała jeszcze wtedy jak wyglądają męskie genitalia. Odtworzyła ten rysunek, szybko, na kolanie, bez zbędnego namysłu, wrzuciła w stos innych dokumentów.

Twórczość Malgi jest mocno erotyczna. A co ciekawe, u dzieci czy młodzieży pierwsze zainteresowania erotyczne łączą się z gestami artystycznymi. Można tu przypomnieć choćby nagie kobiety rysowane w chłopięcych szkolnych zeszytach.

Czy w dziewczęcych szkolnych zeszytach :)
Malgę zaprosiłam do tej wystawy, bo chciałam ją lepiej poznać, dowiedzieć się więcej na jej temat. Teraz będę miała czas, żeby przejrzeć ogromne archiwum, które ze sobą przywiozła.

Chciałabym jeszcze zapytać o Józefa Robakowskiego. Pokazał kika zdjęć z różnych lat. Na każdym z nich ma zamknięte jedno oko. W opisie można przeczytać, że to wynik urazu powieki, którego doznał wiele lat temu. Ale muszę przyznać, że nie zauważyłam u niego tej przypadłości.

Józef pozując do zdjęć wykonuje ten gest zamknięcia powieki od wielu, wielu lat. Pierwsze zdjęcie z tej serii powstało w 1958 roku. Widzę to zamknięte oko, jako próbę ocalenia duszy. Artysta wymyka się fotografii, nie pozwala skraść swojego odbicia. Czasami jak przeglądamy zdjęcia, to wyrzucamy te, na których ktoś zamknął oczy, uznajemy, że takie zdjęcie się nie nadaje. Józef wykonuje ten gest perfidnie. Kiedyś przyjechała do niego Zofia Rydet, robiła cykl zdjęć artystów w pracowniach. Po sesji mówiła: wiesz Józek, głupia sprawa, zdjęcie nie wyszło, coś ci się stało z okiem. I nigdy tego zdjęcia Józkowi nie wysłała. Szkoda.


Wybrałaś jako kuratorka bardzo ciekawy temat. Czy będziesz go kontynuować?

Artyści pytają mnie o to, chcieliby włączyć się w temat. Ja oczywiście chętnie pomogę gdyby ktoś miał potrzebę zrobienia z tym coś dalej, natomiast sama w tym momencie jeszcze nie wiem. W tej wystawie poruszonych zostało wiele wątków i jest ona dla mnie zamkniętą całością.

Do kiedy można oglądać wystawę?

Prawie cały grudzień, do 23.12.2012.

Z Izą Robakowską o wystawie "Kwiatki, Bratki i Stokrotki" rozmawiała Anka Leśniak