nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

Radość spontaniczności, radość banalności

Eva Milczarek

Grupa LOMO, Lomuj się w Ikonie, Galeria Ikona, Księży Młyn.Fabryczna 19, 12-31.05.2006

Czy w dzisiejszym postmodernistycznym, pozbawionym reguł świecie sztuki możliwe jest tworzenie spójnych programów oraz pisanie artystycznych manifestów? Oczywiście możliwe jest zawsze, pytanie tylko, czy obecnie jest to zasadne.
Grupa LOMO widocznie odpowiedziała sobie twierdząco na powyższe pytanie. Pod tajemniczo brzmiącą nazwą ukrywa się ogólnie entuzjastycznie propagowana m.in. przez Justynę Burzyńską, Mirellę von Chrupek, Konrada Króla, czy Macieja Lebiedowicza spontaniczność "pstrykania" fotek wszystkim i wszystkiemu, w każdych okolicznościach. Stąd jak wypływa z odezwy LOMO-twórców, trzeba być przygotowanym, że sposobność na zrobienie zdjęcia może zaskoczyć nagłością objawienia i należy zawsze nosić przy sobie aparat. Poza tym można odnieść wrażenie, że Lomowcom mniej zależy na tzw. "artystycznych" aspektach uprawianej przez nich fotografii. Bardziej podkreślone jest samo znaczenie czynności fotografowania, oryginalności uchwyconej obserwacji, zatrzymania czasu i rejestrowania jego przebiegu (częste sekwencje zdjęć), radość czerpana z kontaktu z fotograficznym i fotografowanym medium. To trochę taki zdjęciowy odpowiednik filmowej Dogmy von Triera i spółki z mroźnej Danii. Patrząc całościowo na owe koncepcje i wynikające z nich konkretne realizacje surowym okiem krytyka, mogłabym napisać: Cieszy zapał i pozytywna energia, z jaką członkowie tego "fotograficznego cechu" przystępują do swoich LOMO-akcji, jednak czy to wystarczy, by ich dokonania zaliczyć w poczet sztuki? Z drugiej strony, może moja wątpliwość brzmi zbyt "rachitycznie" i po akademicku, skoro dziś wszystko może być sztuką, o ile zostanie przeniesione w przestrzeń galerii.
Generalnie biorąc jednak pod uwagę techniczną stronę zaprezentowanych w Galerii Ikona realizacji (przede wszystkim są to obrazy świata znanego z codziennego życia: ulic, ludzi itp.), zauważalne jest ich wpisywanie się w nurt wszechobecny na rozmaitych festiwalach. A mianowicie jest to nurt barwnej fotografii werystycznie oddającej rzeczywistość, która ma ambicje paradoksalnie epatując "zwykłością", tym bardziej uchodzić za "niezwykłą", a tym samym artystyczną. Pochwała prozaiczności i doszukiwanie się "niby" własności kreacyjnych w dokumentalnie przedstawionej sytuacji. Miejscami zdjęcie jest podrasowane w Photoshopie, czy jakimś innym wyspecjalizowanym do tych celów programie komputerowym.
Dość banalną tematykę fotografii LOMO ratuje momentami ich ciekawa aranżacja w pomieszczeniu galerii. I tak np. stłoczone na całej powierzchni ściany zdjęcia uzyskują wygląd ogromnego barwnego kobierca o fantazyjnej strukturze i wzorze. Tak samo dzieje się w przypadku rzeźby, czy trafniej instalacji - kobiecego manekina, wyklejanego fragmentami fotografii i ubranego w długą spódnicę, której patchworkową materię tworzą zestawione ze sobą niewielkie prace (dzieło zbiorowe członków LOMO, podobnie jak wysmakowany "arras").
Mówi się, że w grupie silniej. Przekładając to porzekadło na język artystyczny w kontekście LOMO, z pewnością trzeba rzec, że najlepiej wypadają te fotografie, które dosłownie "trzymają się razem", ułożone blisko siebie. Mówi się też, że we wspólnocie raźniej. I tego wręcz "zionącego" optymizmu i radości bijących z fotografii LOMO nie sposób już w żaden sposób zakwestionować.