|
powrót
Dwa nurty Swingującego Londynu
Karolina Jabłońska
Kurator, który przygotowuje wystawę stoi zawsze przed koniecznością podjęcia wielu decyzji i konsekwencjami swoich wyborów. To od doboru problemu, artystów, prac, a wreszcie sposobu zaaranżowania wystawy w dużym stopniu zależy jej powodzenie. "Swingujący Londyn" 15.05. – 02.09.2007, Muzeum Sztuki w Łodzi, ul. Więckowskiego 36
Kurator, który przygotowuje wystawę stoi zawsze przed koniecznością podjęcia wielu decyzji i konsekwencjami swoich wyborów. To od doboru problemu, artystów, prac, a wreszcie sposobu zaaranżowania wystawy w dużym stopniu zależy jej powodzenie. Pokazanie kolekcji, zwłaszcza wtedy, gdy jest ona zbiorem różnorodnych prac, jest szczególnie trudnym zadaniem, a podjęcie próby przedstawienia wybranego zjawiska w sztuce w ramach jednej kolekcji może, choć nie musi, być ryzykowne.
Swingujący Londyn nie powstałby bez Mateusza Grabowskiego (jego rzeźbiarski portret autorstwa Machela Johna Davidsona otwiera wystawę), aptekarza, właściciela londyńskiej galerii i kolekcjonera, który wspierał nie tylko polskich artystów działających w Wielkiej Brytanii, ale również młodych artystów brytyjskich, którzy rozpoczynali swoją drogę artystyczną. Spośród prac wybrano te, które reprezentują dwa ważne nurty w sztuce XX wieku: pop-art i abstrakcję geometryczną. Ekspozycja składa się z dwóch części, z których każda poświęcona jest jednemu z wyżej wymienionych zjawisk.
W pierwszej części pokazano różne aspekty pop-artu. Znalazły się tam prace Dereka Boshiera, które są komentarzem aktualnych wydarzeń politycznych, wypowiedzią artysty na temat hegemonii brytyjskiej, a także kondycji człowieka we współczesnym świecie (wydaje się, że rzeźbę Kolumna, która upadła pod własnym ciężarem Marvyna Baldwina można rozpatrywać w podobnych kategoriach). Polityczną i społeczną wymowę ma również praca Franka Bowlinga, artysty, który jako jeden z pierwszych w Wielkiej Brytanii zaczął zwracać uwagę na sztukę czarnoskórych. Bowling często umieszczał w swoich pracach zarysy mapy afrykańskiego kontynentu, co również można odnaleźć (przy odrobinie dobrej woli) w Płonącym polu trzciny ze sklepem z rumem.
Kolejnym przejawem łączenia sztuki z codziennym życiem, tym razem osobistym, prywatnym, co jest charakterystyczne dla pop-artu, są prace dwóch artystek, które wykorzystały motywy autobiograficzne. Obraz Pauline Boty to historia nieszczęśliwej miłości, ujęta w konwencję „historyjki obrazkowej”, z wpisanym w nią komentarzem, który jest tekstem znanej wówczas piosenki My Colouring Book (taki sam jest tytuł obrazu). Słowa piosenki, zarówno jako tytuł, jak i integralna część pracy, pojawiają się także w bardzo osobistej pracy Sue Swale. Artystka opowiedziała o swoim bólu, samotności, ale także, a może przede wszystkim, o życiu i śmierci, wykorzystując nie tylko farby i pędzel, ale także fiolki na lekarstwa, pigułki antykoncepcyjne, zdjęcia z prasy i z domowego albumu oraz zniszczone główki lalek (po ten „materiał” sięgnął także Juan Mendoza w swojej niepokojącej i wieloznacznej pracy).
Kobieta, tym razem jako temat, pojawia się w pracach Michaela Johna Davidsona. Traktowana w sposób przedmiotowy, anonimowa, która w miejscu własnej twarzy ma namalowany kwadrat z twarzą gwiazdy filmowej lub modelki w Ubierz się i bądź oglądana i pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu i własnej twarzy (zamiast niej dynamiczne pociągnięcia pędzla) w Bez tytułu, której anonimowa bohaterka wydaje się na coś czekać. Kobietę, na którą miło popatrzeć z pewnością przedstawia Peter Klasen, który fragmenty kobiecej twarzy zestawia z przedmiotami, najczęściej związanymi z techniką (słuchawki, żyletka, kran), większość w konwencji czarno-białego zdjęcia, z tendencją do hiperrealizmu. Na wystawie pojawia się też praca podejmująca problem małżeństwa, konfrontująca rzeczywistość po ślubie z nadziejami i oczekiwaniami z dnia ślubu. Na uwagę zasługuje format, naśladujący kontur komody z otwartą szufladą, z dołączonymi okrągłymi uchwytami (Wiele szczęścia na nowej drodze życia pędzla Christine Smith Shar). Na zwyczajne życie zwraca uwagę Lois Matcham, która w jednej z prac, przy użyciu pastelowych kolorów, pokazuje wiszące na sznurku pranie, zwracając uwagę na podobieństwo kształtów drzew i suszącej się bielizny.
Pop-art sięgał po to, co znane i lubiane. Oba warunki spełniał komiks, w którym rysunki często opierały się na płaskiej plamie barwnej w intensywnych kolorach i silnym, czarnym konturze. Po tą stylistykę sięgnął Terry Setch, odwracając w jednej z prac zasadę: kolorowy przedmiot – gładkie tło, gdzie tytułową martwą naturę obrysował jedynie czarną linią, zostawiając nie zamalowane płótno, dokładnie natomiast i różnorodnie wypełniając tło.
W pierwszej części znajdują się także takie prace, które ocierają się o surrealizm, jak Quo vadis Demonie pustosłowia, którego autorem jest Friedrich Schröder-Sonnenstern i kolorowe obrazy Roberta O’Briana, który wprowadzał do obrazu elementy trójwymiarowe, ruchome, dzięki którym można, w niewielki sposób, zmieniać obraz.
W salach związanych z abstrakcją geometryczną zobaczyć można prace Michela Kidnera, który bawi się kolorem i poprzez odpowiednie jego zestawienia i wykorzystanie linii falistej, wywołuje wrażenie ruchu. Jeffrey Steel i Bridget Riley zyskują podobny efekt, ale bazują na kontraście czerni i bieli. Wśród artystów, którzy sięgnęli po zjawiska optyczne znaleźli się też m.in. Wojciech Fangor, David Whitaker, Rafael Franceschi.
Uwagę zwraca rzeźba Anthonego Benjamina Kolumny, w której wykorzystując odpowiednie materiały (stal i pleksiglas) i odbicie światła, artysta uzyskał na stalowej podstawce bardzo malarskie efekty. Równie interesującą jest praca Olivera Bevana, która jest trójkątną kompozycją złożoną z pasów, z których każdy pomalowany jest z obu stron w geometryczne figury. Dzięki takim elementom można dowolnie przekształcać pracę, co oczywiście w warunkach muzealnych nie jest możliwe ze względu na bezpieczeństwo dzieła. W pamięci zostaje również duży obraz Johna Hoylanda 17.10.64 działający przede wszystkim kolorem (intensywną czerwienią tła) oraz metalowa rzeźba Douglasa Jeala.
Napisałam na początku o trudnościach w pokazywaniu kolekcji i spiętrzeniu tych trudności, w momencie próby ujęcia jej w ramy nurtu, kiedy to chcemy wskazać na konkretne cechy. Na wystawie Swingujący Londyn to się udało. W dużym stopniu jest to zasługą niebywałego wręcz wyczucia Mateusza Grabowskiego do dobrych prac i dobrych, wówczas debiutujących, artystów, a dziś uznanych i cenionych.
|