nasza galeria
artysci
sztuka w Lodzi
architektura
linki
kontakt


pagerank


PARTNERZY

archiwum

Wyszukaj z Google

 

powrót

"Pętle czasu" Kilka uwag po otwarciu.

Anka Leśniak

Rozpoczął się festiwal video „Pętle czasu”. Opuszczona kamienica przy Piotrkowskiej 96, gdzie przed wojną mieściła się filia Siemensa, później redakcje łódzkich gazet, stała się miejscem prezentacji 20 projekcji. Kluczem do zrozumienia idei jest tytułowa pętla (pętle), pojmowana w sensie kompozycyjnym jak i metaforycznym.

Rozpoczął się festiwal video „Pętle czasu”. Opuszczona kamienica przy Piotrkowskiej 96, gdzie przed wojną mieściła się filia Siemensa, później redakcje łódzkich gazet, stała się miejscem prezentacji 20 projekcji. Kluczem do zrozumienia idei jest tytułowa pętla (pętle), pojmowana w sensie kompozycyjnym jak i metaforycznym. Prace pokazane na wystawie oparte są na cyklicznie powtarzających się sekwencjach, w ich strukturę wpisana jest pewna powtarzalność znaków i motywów.

Wystawa ma charakter pokoleniowy. Kurator, Józef Robakowski zaprosił do niej artystów w różnym wieku. Prace swoich studentów zestawił z artystami już dobrze znanymi m.in. Zuzanną Janin, Konradem Kuzyszynem, Igorem Krenzem. Robakowski pokazał także swój nowy film.

Każdy artysta reprezentowany jest tylko jedną pracą. To nowe realizacje, większość powstała w 2007 roku. Prace są bardzo zróżnicowane, w niektórych większe znaczenie ma fabuła, inne bardziej działają obrazem. Wszystkie mają czytelną konstrukcję, oparte są na określonym rytmie. Obrazy zapętlają się szybko lub „ciągną w nieskończoność”. Czasami nie sposób rozróżnić czy oglądamy kolejną sekwencję czy może tylko mamy takie wrażenie, bo trudno uchwycić granicę między nimi. Oprócz projekcji prezentowanych w „sposób klasyczny” – sala z ekranem i krzesłami, można znaleźć prace o charakterze instalacyjnym, np. realizacja Konrada Kuzyszyna, który w sposób najbardziej wyraźny odniósł się do miejsca ekspozycji. Instalacja Wojciecha Pusia doskonale wpisuje się w klimat niesamowitości miejsca. Video Izabelli Pruskiej-Oldenhof już z odległości intryguje dynamicznie rozbłyskującymi światłami.

To nie pierwszy pokaz video wykorzystujący opuszczoną łódzką architekturę. Najbliższy w czasie jest zeszłoroczny przegląd polskiej sztuki video „Come into my Word” (kuratorzy Roman Bromboszcz i Hania Kuśmirek) w pofabrycznych przestrzeniach Patio Centrum Sztuki. Na przestrzenie wystawiennicze od kilku lat próbuje zaadoptować dawne fabryki także Łódź Art Center. Wszystkie te inicjatywy pokazują, że w Łodzi coś się zmienia, miasto jest w kolejnym okresie przejściowym. Z ziemi obiecanej Łódź stała się ziemią niczyją. Z prywatnych, fabrykanckich biznesów wyewoluowały socjalistyczne molochy, po nich pozostali sfrustrowani, bezrobotni mieszkańcy i młodzi, wykształceni tu ambitni kuratorzy i krytycy, którzy uciekają z Łodzi wiedząc, że nie mają szans na satysfakcjonującą pracę w łódzkich muzeach. A młodzi artyści mimo szczerych chęci nielicznych galerii ze względu na skromne budżety tych miejsc, a często brak interesujących kontaktów nie mogą liczyć na profesjonalne wsparcie.

Jednak sztuka w Łodzi powstawała zawsze mimo wszelkich przeciwności. Kobro, Strzemiński, Hiller, Starczewski to nazwiska znane nie tylko w Łodzi. Pojęcie konstruktywizm też brzmi swojsko i jest wytrychem do zrozumienia kolejnych zjawisk. Dalej można wymieniać (sporo opuszczając) Warsztat Formy Filmowej, Łodź Kaliską, która narodzona z medializmu i mariażu sztuki z nauką wyparła się ojców, rozpoczynając postmodernistyczną grę z etosem awangardy. Przypomnieć należy Konstrukcję w Procesie – wydarzenie niezwykłe i wręcz heroiczne biorąc pod uwagę warunki komunistycznej, siermiężnej rzeczywistości. Trzeba pamiętać o Muzeum Artystów, niestety idei już słabo znanej młodemu pokoleniu i działalności Galerii Wschodniej, związanej z Konstrukcją.

Zaaranżowanie pokazu w opuszczonej łódzkiej kamienicy można odczytać jako rodzaj manifestu. Impreza została zorganizowana bez udziału łódzkich instytucji, bez pretensjonalnej pompy na otwarciu i efekciarstwa towarzyszącemu niektórym quasi-kulturalnym przedsięwzięciom w tym mieście. Miejsce w którym coś się skończyło, a jeszcze nie widać w nim działań nowego inwestora, jest dobrym punktem do spotkania pokoleń artystów, już uznanych i tych, którzy dopiero zaczynają. Jest też okazją do przypomnienia korzeni łódzkiej awangardy, postawienia pytania, co z niej zostało, a może o jakich wartościach powinno się przypomnieć.

Józef Robakowski przypomina grupę Jung Idysz, jej inicjującą rolę w historii awangardy. Powstała idea stworzenia miejsca dokumentacji działań grupy. Działa już strona internetowa z historią i pracami grupy, (projekt graficzny Marty Maro, graficzki, która z zaangażowaniem projektuje strony na łódzkiego środowiska artystycznego).

Festiwal kuratorowany przez Józefa Robakowskiego czyli impreza zorganizowana poza sojuszami w imię tzw. „festiwalowej Łodzi” ratuje honor słowa "festiwal". W tym mieście zaczęło się ono już powoli kojarzyć z formą wypełnioną miałkimi, przypadkowymi imprezami, ogromnym nakładem finansowym, gdzie większość budżetu to promocja i bankiety, które mają tak zająć odbiorcę, żeby nie pytał o treści i konstruktywny program.

Pętle czasu hipnotyzują przede wszystkim samą sztuką. Miejsce ekspozycji ma również swoją aurę. Po obejrzeniu wystawy można odpocząć w klubie festiwalowym. Wnętrze nieco paranoiczne, adoptowane z niegdyś ekskluzywnego sklepu z butami. Tam miała miejsce część towarzyska po oficjalnym otwarciu. Może wyjątkowo zimny wieczór spowodował, że zabrakło na bankiecie tzw. „lansu”. Za to w pewnym momencie nieśmiało zaczęli zaglądać do środka „bramini” z Piotrkowskiej i okolic… przypominając o specyfice miasta Łodzi.

Godziny otwarcia wystawy i miejsce sprzyjają zwiedzającym, i dobrze, bo video są starannie dobrane i z pewnością warte obejrzenia.
c.d.n.

Czytaj kolejną recenzję z wystawy "Pętle czasu"