|
powrót
Wcielenia Violki Kuś.
Rozmowa z artystką o jej interdyscyplinarnym projekcie ”Top model made in Poland”.
Anka Leśniak: "Top Model made in Poland", to projekt, nad którym pracujesz już od pewnego czasu. Tytuł jest nieco przekorny, bo sugeruje związki ze światem show biznesu i najnowszymi trendami w modzie. Tymczasem, na twoich fotografiach widzimy kobiety ubrane w tradycyjne, ludowe stroje z różnych regionów Polski. Po bliższym przyjrzeniu się zdjęciom, okazuje się, że wszędzie, mimo zmiany strojów, widzimy tą samą kobietę - Ciebie w różnych wcieleniach. Czy mogłabyś opowiedzieć, co było inspiracją do powstania tego projektu?
Violka Kuś: W 2004 roku przygotowywałam fotografie na poznańskie biennale IV Biennale Fotografii pod hasłem ”Polowanie na przedmioty”. Zostałam zaproszona przez jednego z kuratorów Biennale, Marka Noniewicza. Tytuł mojej realizacji to "akcesoria kobiety wiejskiej". Upolowałam bat i strój ludowy w mojej rodzinnej wsi Tursko w Wielkopolsce. Wtedy po raz pierwszy ubrałam strój ważący około 5 kg: nakrochmalone halki, mocne grube materiały i zdobne snutkami koronki, i poczułam tą ogromną siłę genotypu. Wtedy wiedziałam, że na jednej „przebierance” się nie skończy.
A.L.: "Projekt Top Model made in Poland" to nie tylko cykl fotografii i twoja praca z aparatem fotograficznym. Powstała również strona internetowa, teksty, zaangażowałaś w pracę nad nim również naukowców i etnografów. Czy mogłabyś przybliżyć poszczególne elementy projektu i opowiedzieć jak wyglądała praca nad "Top Model made in Poland"?
V.K.: Mam wypracowany model przygotowania projektu i ”Top Model…” powstał w zgodzie z tą zasadą. Praca zaczyna się od tematu i materiałów źródłowych, które stają się inspiracją do podjęcia problemu. Następnie szukam dobrego kuratora do współpracy i ekspertów w danej dziedzinie, żeby móc ją zgłębić. Potem zaczyna się praca merytoryczna, ściśle powiązana ze zdobywaniem finansów i rozplanowaniem logistycznym samej realizacji, a podsumowaniem jest kolejna odsłona w sieci internetowej. Zwykle trwa to około 2-3 lat. ” Top Model…” przygotowywałam wraz z moją kuratorką Małgosią Jankowską około dwóch lat. Opieka merytoryczna należała do etnografki z UAM, Anny Weroniki Brzezińskiej. Kolejnym etapem była korespondencja z ośrodkami etnograficznymi na terenie obecnej Polski. Około roku trwały podróże, przejechałam wtedy około 9000 km. Poznałam wiele cudownych osób, które razem ze mną odbyły te „przenosiny w czasie” – podróże mentalne kobiety współczesnej.
Ekspozycja składa się z dwóch części: salonu wystawowego 16 ”Onych” wraz z odsłuchem na mp3 tekstów powstałych po odbytej sesji. Pokazuję tu jakie emocje i jakie osobowości mi towarzyszyły podczas ubierania stroju i jego noszenia, aż po rejestrację obrazów oraz biura-archiwum. W skład tego ostatniego wchodziły:
teczki z kartami etnograficznymi z opisem każdego elementu stroju i fikcyjnymi danymi ”Onych ofiarodawczyń”,”czarno-białe fotografie Onych Spotkanych”, ”pudło z sercem Onej Szyjącej”, ”salon teleportów – krótkie formy video z każdej odbytej sesji”.
A.L.: ”Top Model made in Poland” prezentowałaś w kilku miastach Polski. Jak został przyjęty?
V.K.: Odebrany został bardzo dobrze, mimo tego, że to chyba najbardziej złożony i skomplikowany w swej formie projekt, który zrealizowałam. Jednocześnie najbardziej komunikatywny. Jego uniwersalizm polega na wielowarstwowości – ta pierwsza, najbardziej pierwotna, to jedynie obraz i związane z nim estetyczne doznania. Ktoś, kto zatrzymał się tylko na tej warstwie nie był pozbawiony wzruszeń. Kolejna to narracja z odbytych sesji. Oczywiście zdarzali się odbiorcy, którzy próbowali opanować całość i ją pod kątem kulturowym, społecznym zinterpretować. Wiem, że byli tacy, którzy w zaaranżowanym biurze-archiwum spędzili do godziny czy więcej. Każdy próbował odnaleźć własne wspomnienia, własne muzeum, było to słyszalne w żywych komentarzach podczas otwarć i to chyba był największy sukces tej wystawy, która w zasadzie nadal żyje, w nowych odsłonach-edycjach, w nowych kontekstach, z wyborem nowych kadrów z zebranego materiału z moich etnograficznych podróży, który ”waży kilkadziesiąt GB”.
Pierwsza edycja fotografii w całości została sprzedana do kolekcji kilku galerii sztuki współczesnej w kraju.
A.L.: W sierpniu br. pokazywałaś projekt na wystawie plenerowej na Krakowskim Przedmieściu. Z opisu wynika, że był to bardziej rodzaj akcji artystycznej, happeningu, niż po prostu wystawa. Jak wyglądała prezentacja "Top Model made in Poland" w przestrzeni publicznej?
V.K.: ”One” wyszły na ulicę i pozostały nieme. Problemy techniczne zmniejszyły ekspozycje z 14 wybranych fotografii do 6, również nie zaistniała narracja w formie słowa pisanego czy słyszanego. Pozostały milczące, ale z ciekawością kontemplowałam je w zestawieniu z rzeczywistym światem. Podobały mi się.
Poniżej zamieszczamy tekst czytany przez kuratorkę projektu, Małgorzatę Jankowską, podczas każdego otwarcia. Artystka w tym czasie, w zaaranżowanym biurze-archiwum, uprawiała swój „unistyczny” performance.
Dzisiaj przyjęłam ostatnią z moich ról w projekcie, czyli zostałam pracownicą muzeum...
Na początku chciałabym wyjaśnić, czym jest dla mnie ”teleport”. To trójfazowy proces, czyli: DEMATERIALIZACJA – PRZEJŚCIE – MATERIALIZACJA.
Najpierw dochodzi do rozbicia na czynniki poznawcze, wynikające z interdyscyplinarności badań, która wyklucza jakiekolwiek granice pomiędzy tym, co nazwać można kreacją, historią, nauką, fotografią, etnografią, socjologią czy autoanalizą. Może właśnie dlatego zabawnie nazywam się w tym projekcie ”antropolożką współczesności”.
Moment przejścia to próba wejścia w rolę kobiety wiejskiej przełomu XIX/XX wieku. Materializacja to powrót. Jestem taka sama, ale już nie ta sama. Wspominam ”One spotkane i ofiarodawczynie” tych chwil. Buduję symulowaną dla nich rzeczywistość, a dla siebie samej historyczną tożsamość.
Narzędziami stają się tutaj: przestrzeń etnograficzna, wątki autobiograficzne i umysł, a przedmiotem moich badań pozostaje MENTALNOŚĆ KOBIETY WSPÓŁCZESNEJ, budowana poprzez obraz fotograficzny.
Metodą budowania owego obrazu jest naoczność wyobrażeniowa zdeterminowana przez jeden z czynników poznawczych.
Moje odkrycia, słyszalne w odsłuchu z mp3 i możliwe do przeczytania w katalogu, to transformacje moich mentalności postfeministycznych, które pozbawione są stereotypu wykluczającego tradycję ”kobiecej sukienki”...
Taka podróż we własne tożsamości to większa wiedza o NAS SAMYCH. Takie zasymulowanie wystawy etnograficznej jest tylko dowodem na to, że każdy z nas może zbudować ”własne muzeum”. Mam tu na myśli kultywowanie pamięci o naszych zmarłych praprzodkiniach i praprzodkach. Stąd może moje ironizowanie etnografii doby PRL-u, poprzez którą próbowano zbudować sztuczny jarmarczny, kolorowy kształt kultury polskiej wsi, jako produktu eksportowego. Moje współczesne ”Top-model made in Poland” jest raczej próbą konfrontacji z figurą Barbie, która ma na celu wyznaczenie dystansu wobec wzorców popkultury.
Moje ciało nabierało różnych kształtów i czasami stawało się starsze o kilka lub kilkadziesiąt lat. Raz byłam nastolatką – panną, raz dojrzałą lub młodą kobietą – matką, żoną a może i babcią…
Stroje tylko ożywiały postaci, dowodem na to są TECZKI OFIARODAWCZYŃ z kartami etnograficznymi, które dotyczą elementów stroju każdej Onej – One mają swoją osobowość i wiek, a elementy ich strojów są tylko ”Onych wypełnieniem”, same przedmioty-elementy nic nie znaczą. Z każdego przedmiotu możemy zbudować obiekt muzealny – o tym jednak decyduje Czas, a nie My. Sztuka to zmienia i pozwala się zastanowić, jak za sto lat opisanoby np. mój pasek skórkowy-podróżny. Metka markowego sklepu zamieni się na nr ewidencyjny magazynu muzeum z opisem: ”pasek noszony na początku XXI wieku, zazwyczaj przez kobiety”. Zapewne obyczajowość zastąpi słowo ”panna” czy ”mężatka” na ”kobieta”, a ujednolicenie ubioru obu płci, jak i istnienie w społeczeństwie niewielkiego procentu transwestytów, dopełni opis słowem ”zazwyczaj”, a nie ”zawsze". A zatem nasza tożsamość w subtelnościach słowa zapisana być może, a ich rejestr to duża odpowiedzialność każdego pokolenia, tak więc ”teleportujmy” się czasami, by prawdę swą zapisać.
z pozdrowieniem
viola kuś
|