|
powrót
Eksperyment Nequitum
Anka Leśniak
Projekt Andrzeja Wasilewskiego prezentowany w Galerii Manhattan to instalacja zajmująca dwa piętra galerii. Widz wchodzi do ciemnego pomieszczenia, co wywołuje z początku dezorientację. Wzrok się przyzwyczaja, a z ciemności wyłania się korytarz, w którym znajduje się dwoje drzwi. Galeria Manhattan, 14.03-04.04. 2008
Projekt Andrzeja Wasilewskiego prezentowany w Galerii Manhattan to instalacja zajmująca dwa piętra galerii. Widz wchodzi do ciemnego pomieszczenia, co wywołuje z początku dezorientację. Wzrok się przyzwyczaja, a z ciemności wyłania się korytarz, w którym znajduje się dwoje drzwi. W obu artysta umieścił po jednym prostokątnym otworze, na wysokości oczu. Pierwsze skojarzenie, jakie się nasuwa, to wnętrze więzienia. Widz stoi przed drzwiami cel. Otwory w drzwiach to niewielkie monitory. Z jednego spogląda para oczu. To wzrok osoby osaczonej, ofiary. Niewielkie otwory i wąski korytarz powodują, że pracę trzeba oglądać z bardzo bliska, wejść z nią w niemal intymny kontakt. Powoli traci się orientację kto kogo obserwuje. Hipnotyzujący wzrok „uwięzionego”, wyzwala uczucie empatii, od którego trudno się uwolnić.
Za drugimi drzwiami rozgrywa się jakaś scena. Widać tylko fragment. Resztę podpowiada wyobraźnia. Białe światło bijące z wnętrza co pewien czas przesłania postać. Słychać jej oddech. Wiemy, że znajduje się tuż za drzwiami. Nerwowo przemierza pokój. Potem słychać uderzenia. Na ekranie pojawia się krew. Jaki dramat rozgrywa się za żelaznymi drzwiami? Czy postać zadaje sobie ból, czy znęca się nad drugą osobą? Mimo świadomości, że mamy do czynienia z symulakrum, że za drzwiami kryje się jedynie pustka, trudno oprzeć się pokusie wejścia na górne piętro, aby zobaczyć co dzieje się wewnątrz. Z góry można ogarnąć całość pustych pomieszczeń, z których dobiegają nerwowe oddechy, czuć się jak nadzorca mini-panoptikonu. W tym wypadku niewidoczny jest jednak więzień, nie strażnik.
Pierwsze, najbardziej oczywiste skojarzenie dotyczy konfrontacji widza z losem osoby wykluczonej ze społeczeństwa, pozbawionej wolności. Słowo „eksperyment” w tym kontekście, przywodzi na myśl pracę Artura Żmijewskiego, nawiązującą do badania Philipa Zimbardo. Żmijewskiego interesowały relacje między ludźmi znajdującymi się w zamknięciu, Wasilewski koncentruje się na odczuciach odosobnionej jednostki, wkracza w sferę psychiki takiej osoby. Instalacja sugerująca więzienne pomieszczenie jest w tym wypadku kanwą. Na niej oparte są rozważania o losie człowieka, który dokonał wyboru. Teraz jest zdany na konsekwencje wybranej drogi, już nie może wpłynąć na bieg zdarzeń. Artysta dokonuje na widzach eksperymentu nequitum (łac. nie móc, nie zdołać).
Andrzej Wasilewski odwołuje się do greckiej tragedii, której bohater bez względu na to jakiego dokona wyboru, zawsze skończy się to jego klęską. Ta refleksja nad losem człowieka stojącego w obliczu dylematu „albo-albo”, przywołuje też pisma Sørena Kierkegarda i filozofię egzystencjalizmu, rozważającą indywidualne losy jednostki skazanej na wolność. Skazanej, ponieważ musi ponieść konsekwencje swoich wyborów. „Experyment nequitum” skupia się na sytuacji post factum, gdy decyzja już zapadła. Dramat rozgrywający się w galerii Manhattan, będzie miał swoje dopełnienie w Poznaniu w Galerii Piekary, w „Ekperymencie arbiterium” (łac. – rozstrzyganie, wybór, osąd, decyzja, wyrok). Rezygnując z jedności miejsca, czasu i akcji, Wasilewski nadal odnosi się do dwóch najważniejszych gatunków dramatu antycznego. Uzupełnieniem będzie komedia, a rozwój wydarzeń zdeterminują decyzje podejmowane na podstawie podprogowych bodźców.
W instalacji Wasilewskiego, która mimo, że otwiera wiele dróg i możliwości interpretacyjnych, najważniejsze jest osobiste doświadczenie. Obcując z bohaterami tragedii, rozgrywającej się nie w teatrze greckim, a na ekranie wielkości wyświetlacza nowoczesnego telefonu, doznajemy współczesnego katharsis. Teza Arystotelesa, którą zawarł w Poetyce, iż celem tragedii jest wzbudzenie u widza litości i trwogi, po to by oczyścić jego umysł z tych doznań, doskonale wpisuje się pracę Wasilewskiego. Takie uczucie może wzbudzić jednak jedynie los bohatera do nas podobnego. Sytuację, którą stworzył Andrzej Wasilewski trzeba przeżyć samemu, izolując się od rozmów, wernisażowego zgiełku, komentarzy. Oszczędność środków formalnych nie może być zmącona dodatkowymi bodźcami. To spektakl jednego aktora – jednego widza.
Czytaj inną recenzję:
Marta Skłodowska. www.obieg.pl
|