|
powrót
Jiri Suruvka zaraz dojedzie…
Anka Leśniak
Cykliczne prezentacje sztuki performance i to już tradycja Galerii Manhattan (Łódź). Jak twierdzi kuratorka galerii Krystyna Potocka-Suwalska ta sztuka nabiera szczególnego znaczenia wśród dzisiejszych praktyk artystycznych, w których coraz więcej miejsca zajmuje sztuka nowych mediów oparta na technologii. Performance natomiast daje możliwość bezpośredniego kontaktu z artystą, który tworzy sztukę "na bieżąco", na oczach publiczności. Performance daje też dreszczyk emocji – nigdy nie wiadomo co wydarzy się za chwilę i czy spokojnie przyglądający się widz nie zostanie nagle wciągnięty w sam środek akcji.
Wieczór pt. "Rowerkiem pomiędzy słońcami" z cyklu "sztuka performance - Między rzeczywistością a nierzeczywistością" był długo wyczekiwany, ponieważ z powodu różnych zdarzeń losowych kilkakrotnie przesuwano termin wydarzenia. Wreszcie przyszła wiadomość, że 4 lutego 2011 wystąpią Paweł Kwaśniewski, Darek Fodczuk, Lenka Klodova i Jiri Suruvka. Wszystkie nazwiska są doskonale znane osobom zainteresowanym sztuką akcji.
Zaczął Paweł Kwaśniewski. Scenografią do performance było archiwalne zdjęcie z warszawskiego getta, dokładnie z Placu Grzybowskiego wyświetlane na ekranie zrobionym z żaluzji. Na zdjęciu widać było tłum ludzi. Tłum według Kwaśniewskiego świadczy o tym, że zdjęcie ukazuje porę przed szabasem. Kwaśniewski swój performance oparł na charakterystycznym dla jego wystąpień powtarzaniu pewnych zdań, sekwencji zwrotów. Artysta dokonał przeniesienia widzów w przeszłość "Był luty 42 roku, tuż przed szabasem, było zimo, było bezpiecznie" – te frazy wypowiadane w pewnych odstępach czasu jak mantra powodowały, że skupieni widzowie przenosili się w wyobraźni w tamte czasy.
Kwaśniewski spiął mentalną klamrą trzy wydarzenia dziejące się w różnym czasie i przestrzeni: moment, w którym odnalazł u siebie zdjęcie z warszawskiego getta, życie, które toczyło się w gettcie w lutym 1942 roku oraz przypomnienie, gdzie były wówczas kobiety z jego rodziny. "Był luty 42 roku, a mgła jak krew kapała kap kap". W rytm powtarzanych słów "było zimno, było bezpiecznie" Kwaśniewski dokonywał retrospekcji wydarzeń. "One wykonywały wtedy bezpieczne czynności. Nie były wtedy w Gettcie" .
Performer regulując pozycję żaluzji zmniejszał i wyostrzał zdjęcie z getta lub powiększał je lecz wyświetlając na ścianę przez pryzmat żaluzji zamazywał jego obraz. Stojąc za ekranem z żaluzji zaczął zagniatać masę, która wyglądała jak ciasto i mieszał ją z czerwoną cieczą. Jego sylweta częściowo przesłonięta przez ekran majaczyła na wyświetlanym obrazie, na którym zamiast zdjęcia pojawił się fragment teledysku. Stanął vis-vis ściany z projekcją, tuż przy niej, tyłem do widzów i owinął swoją głowę ciastem. W głowie niejednego widza zapewne "wyświetliły" się zdjęcia z filmów dokumentalnych o holocauście, rozstrzelaniach, zbrodniach wojennych. Kwaśniewski operował jednak metaforą, obrazami, zestawieniami symbolicznymi, budowaniem nastroju, a nie odniesieniami do faktów historycznych.
"Był luty, tak jak teraz, było zimno". Performer rozsypał śnieg na podłodze galerii "A mgła jak krew kapała kap kap". Oblał śnieg czerwonym płynem. "Nie było ich w gettcie" (kobiet z rodziny artysty). "Było tuż przed szabasem, było bezpiecznie". W rytm opowieści performera wplótł się głos kobiety z publiczności "one się bały, one się bały proszę pana".
Działanie w Galerii Manhattan to najmocniejszy performance Pawła Kwaśniewskiego, porównując z tymi, które widziałam do tej pory. Używając słowa, tonu głosu, odpowiednio dobranych środków artystycznych dokonał rekonstrukcji panującej wtedy atmosfery, pozornego bezpieczeństwa, podskórnie odczuwanego niepokoju. A może to my odczuliśmy niepokój i smutek, bo wiemy co zdarzyło się po lutym 42 roku…
Po Kwaśniewskim wystąpiła Lenka Klodova. Nastąpiła zmiana miejsca – przejście na wyższy poziom galerii i zmiana nastroju. Działanie Kwaśniewskiego było metaforyczno-poetyckie, natomiast wystąpienie Lenki miało charakter ironiczny. Ten ironiczno-paranoiczny klimat utrzymał się do końca wieczoru. Artystka poprosiła, żeby widzowie przygotowali swoje papiery, dokumenty itp., ponieważ performance będzie o sekretarce. Najpierw na kartkach wypisywała po czesku, po polsku i angielsku słowa takie jak: "pozwolenie, obietnica, żądanie". Po wypisaniu tych czynności zaczęła podstęplowywać kartki pieczątką … zamontowaną pod spódnicą. Znak na pieczątce kojarzył się ze zgeometryzowanym, uproszczonym wizerunkiem waginy. Publiczność żywo zareagowała na działanie dając Lence do ostemplowania swoje notesy, książki, kalendarze itp.
Artystka użyła ironii, absurdu, stworzyła sytuację gry z widzem. Ciekawe czy zna polskie powiedzenie "szparka sekretarka"? Jej działanie wpisuje się w spółczesne strategie feministyczne, w których za żartem, dowcipem kryje się oskarżenie. Poprzez ironię zostaje zwrócona uwaga na obowiązujące schematy. W tym wypadku był to stereotyp sekretarki czyli tzw. żeńskiego zawodu. Sekretarka umawia spotkania, pilnuje grafiku szefa, podaje kawę, asystuje szefowi. Mimo dążeń do równego statusu kobiet i mężczyzn nadal funkcjonuje stereotyp dyrektora-mężczyzny i sekretarki-kobiety. Nadal kobietom trudniej jest osiągnąć awans zawodowy i pozostają na stanowiskach "obsługowo-usługowych".
Po działaniu Lenki przenieśliśmy się znów na dolny poziom galerii. Darek Fodczuk rozpoczął, jak od pewnego czasu nazywa swoje działania, "teatrzyk terapeutyczny". "Teatrzyk" polega na tym, że artysta np. opowiadając jakąś historię wciąga widzów do działania. Publiczność traktuje jak grupę poddawaną terapii, dla siebie przyjmuje rolę terapeuty, moderatora działań. Prowokuje widzów do absurdalnych, idiotycznych zachowań, do wyzwolenia ich energii. Dwa lata temu na festiwalu sztuki performance Interakcje w Piotrkowie Trybunalskim doprowadził do tego, że grupa widzów za pomocą pił mechanicznych, siekier itp. zdemolowała meble, które zostały ze starego wyposażenia galerii. W Manhattanie było spokojniej. Nie obyło się jednak bez bębnienia w kubły po farbie, użycia piszczałek, przebijania balonów itp. Po wyzwoleniu energii widzów nastąpiła dłuższa chwila relaksu, przy zgaszonym świetle na materacach ułożonych na podłodze galerii. Działanie Fodczuka można by też nazwać teatrzykiem dadaistycznym, ponieważ w jego absurdalnych akcjach, w których wyzwala ludzi z "normalności" i rutyny pobrzmiewają echa Caberet Voltaire.
Dadaistyczny absurd sięgnął zenitu w akcji Jirego Suruvki. Zaczęło się dość prozaicznie od opóźnienia rozpoczęcia wieczoru performance, ponieważ artyści czekali na Jirego, który jeszcze nie dojechał. Dał jednak sygnał, że jest w drodze i niedługo będzie i żeby zaczynać bez niego. Cały czas był w kontakcie z kuratorem pokazu Pawłem Kwaśniewskim, który po kolejnych rozmowach z Jirim zapewniał, że artysta zaraz dojedzie, że już jest niedaleko... Jeszcze nie dojechał, więc czekamy.
foto: Andrzej Grzelak
Łódź 2011 |