|
powrót
O czym marzy dziewczyna?
Anka Leśniak
w Galerii Manhattan Agata Zbylut zaproponowała widzom kobiece opowieści. Ślub to tak naprawdę szczególny dzień, „moment przejścia” dla kobiety. To ona jest wychowywana do roli żony, matki. To ona często zmienia nazwisko, tym samym wchodzi do innej rodziny, zmienia swoją tożsamość – mentalnie i formalnie... Fotografie, interaktywna instalacja, obiekt i projekcja video, Galeria Manhattan, ul Wigury 15, Wernisaż 12.10.07, godz. 19.00. Wystawa czynna do 02. 11., pon.-pt., w godz. 11.00-18.00.
Gdy w Patio szumnie rozpoczynała się bynajmniej niezakamuflowana impreza z udziałem artystów z zagranicy, w Muzeum Książki Artystycznej wymiany idei dokonywała Łódź z Paryżem, a w telewizji toczyła się męska debata Kaczyński kontra Tusk, w Galerii Manhattan Agata Zbylut zaproponowała widzom kobiece opowieści.
Elementem dominującym na ekspozycji są komunijne sukienki, wchodzące w skład instalacji "Kwiat paproci". Sukienki kręcą się w kółko, a wokół nich kręci się cała idea wystawy. Jak pisze sama artystka komunia to mały ślub, przygotowanie do wielkiej uroczystości, w której dziewczynka stanie się księżniczką z bajki, bohaterką romantycznej opowieści, perłą błyszczącą u boku pana młodego. Ślub to tak naprawdę szczególny dzień, „moment przejścia” dla kobiety. To ona jest wychowywana do roli żony, matki. To ona często zmienia nazwisko, tym samym wchodzi do innej rodziny, zmienia swoją tożsamość – mentalnie i formalnie. Dla mężczyzny ślub nie jest aż tak istotny, ma ciekawsze zajęcia w życiu niż rodzenie dzieci i wybieranie sukni oraz dodatków, conajmniej pół roku przez tą niezwykłą uroczystością. To nie o jego garniturze będzie plotkować rodzina, lecz o Jej fryzurze, makijażu, jakości materiału sukni.
Kręcące się w kółko komunijne sukienki nasunęły mi skojarzenie z inną pracą, autorstwa Ursuli Neugebauer, prezentowaną w formie dokumentacji video na wystawie Asia-Europe Mediations w Poznaniu. Czerwone suknie podwieszone pod sufitem kręciły się w rytmie nadawanym im przez mechanizm. W przypadku pracy Neugebauer rytm był zróżnicowany, gdy jedna suknia rozpoczynała obrót, pozostałe jakby zainspirowane, zaczynały powtarzać po niej ten ruch, kręcić się w szaleńczym tempie. Potem nagle zatrzymywały się i zaczynały kręcić się od nowa.
W instalacji Agaty Zbylut sukienki kręcą się w stałym tempie. Wspólny jest kolisty ruch, który nasuwa skojarzenia kobiecym doświadczeniem czasu, cyklicznym, nie liniowym. Gdy kobiety osiągnęły formalnie równouprawnienie w życiu publicznym, ich losu również zaczął dotyczyć pewien progres. Mają możliwość rozwoju zawodowego, mogą wspinać się po szczeblach kariery. Jednak nadal w życie kobiety wpisana jest cykliczność, kolejna miesiączka, kolejna ciąża, kolejne pranie, gotowanie, prasowanie.
Sukienki kręcą się w kółko, a jednocześnie skądś wydobywa się dźwięk, który może kojarzyć ze skrzypieniem starego domu czy z urządzeniem uruchamianym za pomocą pokrętła. Mnie przypomniał odgłos starego igłowego adaptera do winylowych płyt. W kolekcji płyt moich rodziców był krążek Ireny Santor z jej przebojem, który zaczynał się od słów „O czym marzy dziewczyna, gdy dorastać zaczyna (…)”. Z refrenu dowiadujemy się, że tym marzeniem jest „Stanąć z Nim na ślubnym kobiercu”. O ironio tytuł utworu brzmi „Odrobinę szczęścia w miłości”. Kolejne frazy mówią, że za tą odrobinę szczęścia(!) „każda odda z ochotą nawet srebro i złoto”. I w dodatku „bez namysłu, najszczerzej”, za „jedną małą chwilę radości, odrobinę serca czyjegoś”.
Drugą częścią instalacji są fotografie suczek-kundelek robione w mieście, przed sklepem, w parku. Wyglądają tak jakby dumnie pozowały do zdjęć. Pięknie wyretuszowane, na ozdobnym tle wyglądają jak strażniczki ślubnych sukienek i całego „domostwa”, bo w ten sposób (ściana z wzorkami, podział galerii ściankami na mniejsze przestrzenie) artystka zaaranżowała wystawę. Suczki, pieski też pragną jedynie odrobinę serca czyjegoś i za to będą wierne i oddane.
Dzień Ślubu to jeden dzień w niebie, błyskające flesze, łzy szczęścia, rytuał obsypania młodej pary monetami na szczęście, przenoszenie panny młodej przez próg domu (dziś weselnego). Wypożyczony ekskluzywny samochód, kilkupiętrowy tort i wszystko na co stać nowożeńców aby uświetnić uroczystość. A potem zostają zdjęcia ślubne, w romantycznej, sentymentalnej stylistyce, egzaltowane pozy nowożeńców, fotografie z rodzicami, świadkami, gośćmi weselnymi. Bardzo osobiste, bo dotyczące konkretnej pary, konkretnej kobiety - „dominanty” fotografii, ale jednocześnie są komercyjnym produktem.To jedynie kilka sztampowych aranżacji, ogranych póz w które wpasowują się kolejni młodożeńcy.
Na wszystkich fotografiach widzimy tą samą kobietę - artystkę. Zmieniają się jedynie dekoracje, mężowie, aranżacja, technika wykonania zależna od możliwości technicznych dostępnych w chwili wykonania zdjęcia. Agata Zbylut jednak nie podpisuje zdjęć swoim imieniem. Na fotografiach oglądamy Asię, Magdę, Martę. Artystka pokazuje nam symulakrum, profesjonalny fotomontaż, wyidealizowaną kopię rzeczywistości, która nie ma nic wspólnego z oryginałem. Agata doskonale wpasowała się w rolę panny młodej, ale tylko na fotografiach. Nie przeżyła ceremonii ślubnej, ale pozując do zdjęć musiała przejść cały rytuał ubierania panny młodej. Fotografie do projektu wykonała nawet w tym samym atelier fotograficznym, gdzie wywoływane były oryginały czyli zdjęcia ślubne jej koleżanek, w które Agata wmontowała siebie.
Artystka poddaje analizie społeczne role, w które wpisywana jest kobieta. Może większość kobiet tego chce, a może tylko myślą, że chcą, bo widzą przykład matek, babek, starszych sióstr. Podlegają naciskom i sugestiom rodziny, która w końcu chciałaby się pobawić na weselu, rodziców pragnących doczekać się wnuka. Często kieruje też kobietami obawa, że zostaną samotne i postrzegają to jako większą traumę niż życie z mężem, który wcale nie rzadko traktuje potem ich wspólną egzystencję dość obojętnie lub jako zło konieczne.
Mimo radykalnych zmian w sytuacji kobiet ciągle istnieją uprzedzenia i źle widziane sytuacje. Agata żartem mówi o sobie: „Nigdy nie wyszłam za mąż, Jestem starą panną i konkubiną”. Dwadzieścia lat temu takie stwierdzenie byłoby niewybaczalne, nawet w kręgach czysto towarzyskich. Tym bardziej, że artystka mówi to bez cienia skruchy, tak zwyczajnie, z ironią, bo dobrze wie, że trudno nazwać „starą panną” atrakcyjną, pewną siebie blondynkę ok. 30-tki. Analizując stereotypy społeczne mówi o możliwości wyboru. Wpasowała się w zdjęcie ślubne, sfotografowała się z kilkoma „mężami”, posiada więc pamiątki szczególnego dnia, ale z autentycznej ceremonii zrezygnowała.
„Tak czyli nie. Herstory” to tytuł projektu Agaty Zbylut. Artystka prowadzi grę z oczekiwaniami społeczeństwa wobec kobiety, może nawet ze swoimi marzeniami z dzieciństwa, które uległy weryfikacji wraz z dorastaniem dziewczynki z sukience komunijnej (artystka pokazała też slajd-zdjęcie pamiątkowe ze swojej I Komunii). Przymierzyła się do roli panny młodej, zapozowała do zdjęć i wycofała się z konsekwencji na „całe życie” jakie powoduje ślub. Jej praca to nie otwarty bunt przeciwko regułom, lecz usytuowanie się obok. Z tym samym kokieteryjnym uśmiechem, oznaczającym „tak, proszę”, którym kobiety dają przyzwolenie na to by ktoś inny decydował o ich losie, Agata Zbylut mówi, „nie, dziękuje.”
Do projektu został wydany folder w stylistyce ślubnego albumu, z tekstem Magadaleny Wicherkiewicz. |